Polscy deputowani zablokowali właśnie w Parlamencie Europejskim debatę na temat homofobii w Polsce. Jak bowiem powszechnie wiadomo, homoseksualiści cieszą się u nas tolerancją. Pod jednym warunkiem: muszą udawać, że nie są homoseksualistami. Przekonał się o tym Szymon Niemiec, gdy wiele lat temu jako jeden z pierwszych w Polsce ujawnił swoją orientację i tracił kolejne miejsca pracy. Wyleciał nawet z teatru, w którym statystował. Jak to? – pytał. – Przecież połowa z nas tu to geje. Tak – usłyszał – ale nie wszyscy latają z tym do telewizji!
Nie udało się dokładnie ustalić, co miał na myśli wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski mówiąc, że gej nie może być nauczycielem. Potem on i jego partyjni koledzy tłumaczyli, że nie o to chodziło, ale prawdopodobnie wiceminister miał na myśli dokładnie to, co powiedział. W podobnym duchu wypowiadał się prezydent Lech Kaczyński podczas wizyty w Irlandii, tłumacząc, że geje cieszą się w Polsce pełnią praw, mogą rozwijać się w wielu sferach życia, nie jest za tym, by ich przymusowo leczyć czy potępiać. Po czym oznajmił zdumionym Irlandczykom, że gdyby takie podejście do życia seksualnego promować na wielką skalę, zniknąłby gatunek ludzki. To wersja light, według której homoseksualizm można promować jak zdrową żywność czy jogging.
Wersja hard, w której celuje LPR i sympatycy Radia Maryja, traktuje tę orientację jak zarazę, której ofiarą można zostać na sam widok gejowskiej pary, więc trzeba ją wypalić. Wystarczyło, by Krzysztof Cugowski powiedział publicznie, że jest do homoseksualistów nastawiony życzliwie, by „Nasz Dziennik” zadedykował mu cytat z piosenki Kazika, że „wszyscy artyści to prostytutki”.
Dziś można powiedzieć wszystko.
W 1991 r. minister Kazimierz Kapera z dnia na dzień stracił stanowisko, gdy nazwał gejów zboczeńcami.