Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Dziesięć lat?

Z upływem lat człowiek traci coraz bardziej wiarę w czas obiektywny. W końcu ostatecznie przestaje weń wierzyć. Krzysztof Teodor Toeplitz pewnego dnia zdał sobie sprawę, że ongiś olimpiady odbywały się co cztery lata, a teraz już co rok. Żeby to co rok, Krzysztofie!, czasem i co parę miesięcy. Ale w gruncie rzeczy nie chodzi tylko o przyspieszenie, chociaż je zapewne odczuwamy najdotkliwiej. Raczej o zupełne rozregulowanie się przemijania. Niektóre olimpiady były rzeczywiście wczoraj lub przedwczoraj, inne natomiast odbyły się, zanim powstał nawet ich antyczny wzorzec – wchodzą w obręb świata mitycznej i niebywałej przedwieczności. Doznajemy, myśląc o nich, tego samego uczucia jak opisany przez Tomasza Manna biblijny Jakub, który zaglądał do studni przeszłości i gdzieś na dole widział już tylko ciemność, otchłań zdarzeń, które miały miejsce „w czasach Seta”. Najtrudniejsze jest zapewne do ogarnięcia, że jedno wcale nie wyklucza drugiego. Dwa porządki czasowe, co ja piszę? – dwa? – jest ich dużo więcej, splatają się ze sobą, przenikają wzajemnie i obracają świat w drżenie. Może jeszcze chronologia zostaje. Coś było wcześniej, a co innego później. Ale i to wcale nie takie pewne.

Zorientowałem się nagle, przeglądając jakiś bezduszny leksykon, że za chwilę minie dziesiąta rocznica śmierci Piotra Skrzyneckiego. Obruszyło mnie to zrazu ogromnie. Jest przecież oczywiste, że jeżeli Piotr rzeczywiście umarł, w co nie do końca wierzę, to stać się to musiało przed chwilą, przed tak małą chwilą, że jeszcze się o tym nie dowiedziałem. A jeśli się nawet dowiedziałem, to przecież nie miałem czasu tego pojąć, przegryźć w sobie, tym bardziej pogodzić się, jeszcze bardziej wpisać do suchego kalendarza rocznic.

Polityka 16.2007 (2601) z dnia 21.04.2007; Stomma; s. 112
Reklama