Oficer byłych Wojskowych Służb Informacyjnych: – Przyszli nowi i potraktowali nas jak gorszy gatunek, jak podludzi. Pisz prośbę, donieś na innych, to może w nagrodę dostaniesz angaż.
Kandydat na funkcjonariusza SKW: – Siedem miesięcy temu wysłałem podanie, wypełniłem kwestionariusz i wciąż czekam na odpowiedź.
W WSI pracowało ok. 2 tys. osób. 1,2 tys. z nich to oficerowie, chorąży i podoficerowie, reszta to pracownicy techniczni i administracja. Większość w kontrwywiadzie. Wywiad był wąską kadrówką – ok. 200 oficerów, z tego część rozlokowana za granicą. Jawni, zatrudnieni np. w polskich placówkach dyplomatycznych, i niejawni – ukryci w firmach i przedstawicielstwach handlowych. Wojskowe służby specjalne są ważne zwłaszcza w chwili, kiedy polskie wojsko uczestniczy w niebezpiecznych misjach międzynarodowych. Mają zabezpieczać sferę obronną państwa oraz dbać o bezpieczeństwo i zdolność bojową sił zbrojnych. Polscy żołnierze zarówno w kraju jak i za granicami powinni być otoczeni szczelną kurtyną tzw. ochrony kontrwywiadowczej.
Ale, jak wynika z faktów, takiej ochrony SKW nie zapewnia. Gdyby było inaczej, nie przedostałyby się do mediów: wstydliwa historia słabego pancerza transportera Rosomak i supertajna informacja o terminie i miejscu operacji podjętej w ubiegłym tygodniu przez jednostkę GROM w Afganistanie. Publiczne ujawnienie defektów Rosomaka to nic innego jak czytelna wskazówka dla talibów. Dekonspiracja kilkudziesięciu komandosów z GROM, biorących udział w zadaniu Achilles, to narażenie ich na śmiertelne niebezpieczeństwo. Żadnego innego oddziału specjalnego (amerykańskiego i brytyjskiego) nie ujawniono z nazwy, chociaż bez wątpienia biorą udział w akcji. To pryncypialna zasada w armiach sojuszniczych – umiejętność zachowania dyskrecji.