Archiwum Polityki

Domy dziecka nie są dla dzieci

Rozmowa z prof. Kevinem Browne'em, dyrektorem Centrum Psychologii Rodzinnej i Sądowej na Uniwersytecie w Birmingham, o tym, dlaczego nie powinno się umieszczać dzieci w domach dziecka i jak przekonać o tym władze

Ewa Winnicka: – Jest pan zaangażowany w upowszechnianie rodzinnej opieki zastępczej dla małych dzieci, które nie mogą dorastać we własnych domach. Przez ostatnie lata odwiedził pan domy małego dziecka w 32 krajach europejskich. Gdzie dzieciom jest najtrudniej żyć?

Kevin Browne: – Na Bałkanach. Tam do domów dziecka oddawane są niemal wszystkie dzieci niepełnosprawne. Placówki są przepełnione, personel nie daje rady zająć się każdym chorym dzieckiem. W takiej sytuacji dzieci szybko rozumieją, że krzykiem nie zwrócą na siebie uwagi. Więc wymyślają co innego: zaczynają się drapać, aż do krwi, bo jeśli będą poranione, to ktoś się nimi zajmie, zobaczą jakąś twarz nad łóżeczkiem. Ale ponieważ personel nie może się rozdwoić, to dziecko, które się samookalecza, krępowane jest kaftanem bezpieczeństwa i uwalniane tylko na czas zmieniania pieluchy. Widziałem całe sale skrępowanych dzieci i dziewczynkę, która przeżyła w ten sposób 12 lat. Kiedy przestano ją wiązać – nie umiała się poruszać. Po dwóch latach nauczyła się przemieszczać na pupie. Pełzać po prostu. To było w Belgradzie, który nie jest przecież zacofany. W innym mieście w Serbii wszedłem do sali, gdzie leżało 30 fizycznie zdrowych dzieci poniżej pierwszego roku życia. Cisza jak makiem zasiał. Jeśli masz dzieci i wiesz, jak zachowują się w tym wieku, to taka cisza jest przerażająca. Człowiek widzi 30 przegranych malutkich ludzi, którzy właśnie się poddali, już nawet nie walczą o uwagę. Takie sytuacje wywołują gniew, ale szybko się nauczyłem, że gniew nie jest dobrym doradcą, jeśli się chce zmienić taki stan rzeczy.

Europejski Program Daphne, w ramach którego prowadziłem badania, trwał dwa lata, zakończył się w 2004 r. Nie obejmował Rosji, Białorusi ani Ukrainy.

Pan napisał, że dzieci umieszczane w instytucjach po prostu przestają rosnąć.

Polityka 26.2007 (2610) z dnia 30.06.2007; Ludzie; s. 88
Reklama