Archiwum Polityki

Wykręty w liście

Jedyne listy, o jakich dziś głośno, to listy gończe ozdobione fotkami. Prawda, są jeszcze listy zawsze z czegoś niezadowolonych intelektualistów, ale kto by się nimi przejmował. Odwoływanie się do tzw. autorytetów, jak zauważył w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński – „to tragedia polskiego myślenia”. Niestrudzeni podpisywacze listów brną więc w tragedię, chociaż wodewil zabawniejszy, farsetka daje większe możliwości artystom w niej obsadzonym i widowni. „List otwarty” – tak zapowiada się kolejny protest. Za komuny powiadano, że u nas wszystkie listy są otwarte, lecz oderwanym od realiów naukowcom i pisarzom to nie przeszkadzało. Szpanowali otwartością swoich gryzmołów na salonach, bo takie towarzystwo żyć nie potrafi bez salonu. Nawet w kawalerce urządzi salon, nawet przy zlewozmywaku zbiera podpisy pod jeszcze jednym odwołaniem się do opinii publicznej, do mędrców w Brukseli, do kalumnistów i oszczerców z obcojęzycznych mediów. Na szczęście to się zmieni: w Warszawie rusza prawicowy antysalon nareszcie wolny od presji autorytetów.

Spotkania w antysalonie będą spotkaniami na szczytach intelektu. Rozrzedzone powietrze, zawroty głowy, brak tchu – o wypadek łatwo, nóżka może się omsknąć. A wtedy ciąg dalszy jak w opowiastce o pesymiście i optymiście w górach.

– Upadłem – jęczy pesymista.
– Lecę! – odkrzykuje optymista.

Zapomnijmy o listach z politycznego nadania, żyjących chwilą. Jeśli naprawdę czegoś żal, to pięknej sztuki zatrzymywania czasu na kartkach papieru wsuwanych do kopert, żal traktowania listów jako konfesjonału. Lustra, w którym przegląda się codzienność, skarbczyka pamięci o zdarzeniach zabawnych, niekiedy wstydliwych.

Polityka 26.2007 (2610) z dnia 30.06.2007; Groński; s. 103
Reklama