Archiwum Polityki

Nie mów nikomu

W niemal lirycznym prologu oglądamy zakochanych małżonków nocą nad jeziorem pośród lasów. Kadry wprost zachwycające, ale natychmiast, niczym w filmach Hitchcocka, zaczynamy odczuwać niepokój, podejrzewając, że obserwuje ich nie obiektywna kamera, ale czyjeś złe oczy. Co się za chwilę potwierdzi. Niewidoczny napastnik zabija kobietę, dotkliwie rani jej męża. Proszę się nie obawiać, nie streszczam filmu „Nie mów nikomu”. Właściwa akcja, poprzedzona napisem „osiem lat później”, dopiero się zacznie. Owdowiały mąż, oddany swej pracy pediatra, zamierza właśnie uczcić rocznicę tragicznego zdarzenia. Zanim to nastąpi, znajdzie w swym laptopie e-mail, który sprawi, że nie zazna już spokoju. Jest to bowiem najprawdopodobniej wiadomość od jego nieżyjącej (?) żony, a ona (?) sama pokazuje się na załączonym filmiku. Niezły początek opowieści, zresztą bardzo w stylu Harlana Cobena, amerykańskiego autora, którego kryminały także w Polsce cieszą się dużym powodzeniem. Żeby było ciekawiej, filmowa adaptacja powstała we Francji, reżyserem jest zaś aktor Guillaume Canet. Zrozumiałe więc, że akcja powieści została przeniesiona we francuskie realia; mamy nawet enklawę tamtejszych kolorowych imigrantów, którzy dają schronienie ściganemu przez policję pediatrze. Wprawdzie film jest chwilami trochę chaotycznie opowiedziany (w książce narracja była klarowniejsza) i niepotrzebnie trwa bite dwie godziny, ale wynagradza nam to obecność na ekranie świetnych aktorów, w szczególności zaś Andre Dussollier, Kristin Scott-Thomass oraz Jeana Rocheforta.

Zdzisław Pietrasik

Polityka 41.2007 (2624) z dnia 13.10.2007; Kultura; s. 90
Reklama