Bruce Springsteen, Magic, Sony/BMG
Po wydanym w zeszłym roku protestsongowym albumie „We Shall Overcome: The Seeger Session”, Bruce Springsteen wraca do pozapolitycznej poezji śpiewanej i właściwego sobie eklektyzmu folk-rockowego. „Magic”, najnowsza płyta Bossa (tak nazywają go fani i przyjaciele) jest trzecim już z kolei owocem kooperacji z producentem Brendanem O’Brienem, współautorem sukcesów Red Hot Chili Peppers, co poznać można po dynamicznych, rozbudowanych aranżacjach. Pierwsza piosenka („Radio Nowhere”) jest jak nokautujące uderzenie – ekstatyczna i przebojowa. Potem jest już nieco spokojniej, ale nie mniej ciekawie. Ostre riffy gitarowe mieszają się z balladową melodyką, czasem odzywa się harmonijka ustna i przypominamy sobie, że w latach 70. wielu krytyków mianowało Springsteena następcą Boba Dylana. Rzeczywiście, Boss podąża konsekwentnie dawno temu wytyczoną drogą i znów gra ze swoim starym zespołem E Street Band, ale wszystko brzmi zaskakująco świeżo. Jak widać (i słychać), upływ czasu 58-letniemu artyście nie tylko nie szkodzi, ale wręcz pomaga.