Archiwum Polityki

Po co nam ta akcja

Żeby w Polsce polityka społeczna przestała robić się sama, by była to polityka z prawdziwego zdarzenia, konieczny jest program minimum. Zawiera się on w postulatach, które wypisywaliśmy pod większością artykułów z naszego cyklu. Można je podzielić na cztery grupy.

1

Pierwsza grupa dotyczy pomocy państwa w wychowaniu dzieci. Na żłobkach i przedszkolach z jednej strony ciąży odium bezdusznych przechowalni – i rzeczywiście wiele placówek pracuje według przedpotopowych kanonów wychowawczych. Ale z drugiej strony stały się one dobrem niedostępnym, niemal luksusem. Nieżyciowe przepisy powodują, że otwarcie małych, poręcznych placówek graniczy z heroizmem, a przecież uwolnienie tu inicjatywy jest jedynym wyjściem. Żądanie, by państwo organizowało żłobki czy świetlice w małych miejscowości lub wielkich korporacjach, byłoby absurdem. Niech jednak państwo przynajmniej tego nie utrudnia, blokując na przykład zaniechaniami ustawowymi dostęp do unijnych pieniędzy. A utrudniało, zwłaszcza za ministerialnych rządów Romana Giertycha. Nie ukrywał, że jako zwolennikowi tradycyjnego modelu rodziny trudno mu przyjąć do wiadomości fakt (oczywisty na Zachodzie), że przedszkole dla 5-latków to już etap edukacji. A przy tym – jak zgadzają się pedagodzy i socjolodzy – ostatnia szansa, by wyrwać dzieci z upośledzonych ekonomicznie i intelektualnie środowisk. I to jest dla tej grupy postulatów rzecz największej wagi: akceptacja przedszkola nie jako ewentualności, ale jako naturalnej kolei rzeczy.

2

Druga grupa postulatów jest związana z rodzinami niewydolnymi wychowawczo, najczęściej biednymi. Absolutnie podstawowym pytaniem dla odpowiedzialnej polityki społecznej jest, jak sprawić, by dzieci rodziły się głównie w rodzinach nowoczesnych, radzących sobie samodzielnie?

Polityka 36.2007 (2619) z dnia 08.09.2007; Raport; s. 38
Reklama