Są wszędzie, stoją przy drogach, w ogródkach prywatnych posesji, na dachach, na fasadach. Opanowały duże miasta, zwłaszcza Warszawę. Tablice reklamowe pojawiły się w ogrodach Biblioteki Uniwersyteckiej, jednej z głównych atrakcji architektonicznych stolicy. Dwa billboardy stanęły kilka metrów od zabytkowej kamienicy Wedla, a kilka innych tuż przy Rotundzie, w samym sercu miasta. Blaszane monstrum wstawiono w pieczołowicie odnowioną pierzeję stuletnich kamienic przy ul. Ząbkowskiej na Pradze.
W Warszawie stoi już 15 tys. tablic pod wynajem i wciąż przybywa nowych. Tylko przy jednej ulicy – Powstańców Śląskich – firma AMS ustawiła w tym roku siedem nowych konstrukcji. Żeby wybić się z otoczenia już usianego reklamami, ogromne tablice stanęły na wysokich nogach, tworząc reklamowe drugie piętro.
– To jest maksimum tego, co miasto może znieść, by nie stracić tożsamości – mówi o outdoorze (tak z angielska nazywa się reklamę zewnętrzną) w Gdańsku szef tamtejszego wydziału architektury, urbanistyki i ochrony zabytków Andrzej Duch. Tu i w innych dużych miastach plagą stały się reklamowe płachty wieszane na elewacjach budynków. Dawniej towarzyszyły remontom, dziś już nawet nie udają, że zasłaniają robotników. Zasłaniają za to okna mieszkańcom. – Nie jestem w stanie tego powstrzymać – przyznaje Tomasz Gamdzyk, naczelnik stołecznego wydziału estetyki przestrzeni publicznej.
Do reklam montowanych przez zawodowców dochodzą tysiące tych, które stawiają właściciele firm, fabryk, warsztatów. W Tarnowie plastyk i strażnicy miejscy przeprowadzili inwentaryzację śródmieścia i doliczyli się 6 tys. szyldów, bannerów i reklam!