Archiwum Polityki

300

Słynna bitwa pod Termopilami nieraz była przedmiotem zainteresowania filmowców. Nigdy jednak w takiej formie, jaką zaproponował Amerykanin Zack Snyder. Ten utalentowany reżyser pracujący głównie w przemyśle reklamowym i debiutujący w 2004 r. kasowym horrorem „Świt żywych trupów” swoją wizję starożytności stworzył inspirując się niekonwencjonalną wyobraźnią Franka Millera, kultowego autora komiksów w stylu noir, a w szczególności opublikowaną w 1999 r. jego powieścią graficzną „300”. Do historycznych wydarzeń z 480 r. p.n.e. Miller podszedł jak do pop-kulturowego mitu, który na ekranie przybrał jeszcze bardziej fantastyczny kształt. Powiedzieć, że filmowa wizja wygląda jak skrzyżowanie „Sin City”, „Daredevila” i rotoskopowej animacji, to mało. Efekt intrygującej, odrealnionej, hiperrealistycznej przestrzeni Snyder osiągnął poprzez komputerowe przetworzenie każdej klatki z wykorzystaniem kompresji (wysycenia barw w celu zwiększenia kontrastu). Jeśli dodamy do tego odjazdową, groteskową scenografię i kiczowate kostiumy – doprawdy jest na co popatrzeć. Fabuła „300” z grubsza odpowiada podręcznikowej wersji wydarzeń: trzystu walecznych Spartan pod wodzą króla Leonidasa (Gerard Butler) postanawia stoczyć samobójczą walkę z potężną armią Persów dowodzoną przez Kserksesa (Rodrigo Santoro). Wychowywani od maleńkości na nieugiętych, honorowych wojowników, gotowi w każdej chwili oddać życie w obronie ojczyzny, toczą przerażający pojedynek ukazany przez reżysera w najdrobniejszych detalach (czasami w zwolnionym tempie tak, aby uchwycić piękno i siłę ciosu). Znaczących dialogów nie ma tu zbyt wiele.

Polityka 12.2007 (2597) z dnia 24.03.2007; Kultura; s. 62
Reklama