Archiwum Polityki

Za godność zaświadczam

Sporo lat ma już aforyzm Leca: PRASA uciska... Nadal zachował aktualność. Tyle że przybyło instrumentów ucisku, narzędzi do wywierania presji: komercyjne telewizje (wiadomo w czyich łapskach), prywatne radyjka, bezeceństwa Internetu. Na kogo wywierana jest presja, kto cierpi uciskany srożej niż fellach za faraonów? Odpowiedź na pytanie nie nastręcza trudności: szarzy ministrowie, ofiarni wicepremierzy. A już najgorzej ma premier skarżący się w „Fakcie”: „Na mój dzisiejszy stosunek do dziennikarzy rzutują bardzo złe doświadczenia z mediami z lat 90. (...) Utrudniało mi to życie do tego stopnia, że zrezygnowałem z wychodzenia do kawiarni czy restauracji, bo to były po prostu przykre doświadczenia...”.

Odebrać kawiarnianemu bywalcowi stolik, małą czarną, szelest gazety, urok rozmowy z licznymi przyjaciółmi to tortura wymyślna i podła. Łatwo sobie wyobrazić, co czuł przyszły premier, kiedy wybijała kawiarniana godzina. Mniejsza o knajpy, zatruć można się w domu. Ale kawiarnia to przecież instytucja. W kawiarni grało się w szachy – Słonimski zapamiętał sytuację, gdy cała sala podśpiewywała: „Ja mu wezmę tego kuń!”. Może to nie jest literacki język, ale każdy wiedział, o co chodzi. W kawiarni Szkockiej we Lwowie uczniowie profesora Banacha rozwiązywali nierozwiązywalne dotąd problemy z regionów wyższej matematyki. W kawiarni Pod Pikadorem rym był przewodnikiem po krainie poetyckiej fantazji. W Ziemiańskiej do stolika skamandrytów na pięterku dosiadał się Wieniawa, „ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek”. W Wiedniu podczas seansów przy półczarnej Karl Kraus zapisał na serwetce: „żart polityczny, który zrozumiał cenzor, zasłużył na to, by go skonfiskować”.

Polityka 12.2007 (2597) z dnia 24.03.2007; Groński; s. 103
Reklama