Tragedią zakończył się triumfalny powrót Benazir Bhutto do Pakistanu z ośmioletniej emigracji politycznej w Dubaju. Po drodze z lotniska w Karaczi do centrum byłą dwukrotną panią premier witały setki tysięcy zwolenników. Kiedy była już w mieście i jechała w asyście samochodów ochroniarzy i policji, doszło do dwóch eksplozji, w których zginęło ponad 130 osób. Bhutto nic się nie stało, została szybko ewakuowana, oskarżyła o zamach na jej życie ekstremistów. Córka byłego premiera i prezydenta Pakistanu, straconego w 1979 r., absolwentka Harvardu i Oksfordu, uchodzi na Zachodzie za przeciwniczkę fundamentalizmu w religii i polityce. Nic dziwnego, że o zorganizowanie zamachu posądza się powszechnie i pakistańskich talibów, i jastrzębi w wojsku i specsłużbach jedynej muzułmańskiej potęgi atomowej. Zachód liczy, że powrót pani Bhutto do polityki wzmocni proamerykański kurs Pakistanu. Dlatego Waszyngton chwali prezydenta Muszaraffa za kompromis z Bhutto. Prezydent amnestionował ją z zarzutów korupcyjnych, pani Bhutto godzi się na dzielenie z nim władzy jako ewentualny szef rządu. Byle dożyła do swej wygranej w wyborach.
Polityka
43.2007
(2626) z dnia 27.10.2007;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 8
Reklama