Archiwum Polityki

Słowa silniejsze od bomb

Gen. Koziej apelował w „Polityce”, by – zamiast walczyć – NATO pozyskiwało fundusze na afgańskie inwestycje. Teraz słyszymy o perspektywie dogadania się Sojuszu z talibami. Mrzonki?

O nowej strategii wobec Afganistanu dyskutowało we wrześniu w Kanadzie 26 generałów z Komitetu Wojskowego NATO. Teoretycznie Sojusz ma w Afganistanie trzy drogi do wyboru: pierwsza to pozostawić militarne status quo. Jednak utrzymanie obecnej liczby wojsk oznacza, że ataki partyzanckie talibów będą coraz częstsze i skuteczniejsze. A także, że w perspektywie kilku lat dojdzie do całkowitej erozji poparcia społecznego dla wojskowej obecności oddziałów międzynarodowych w Afganistanie. Trwa bowiem medialna wojna o umysły i serca nie tylko Afgańczyków, ale i światowej opinii publicznej: wzrasta liczba ataków samobójczych, mnożą się porwania zachodnich dziennikarzy i pracowników organizacji międzynarodowych, a Afgańczykom wspierającym siły NATO talibowie obcinają głowy.

Trzeba więc przyspieszyć szkolenie policji i armii afgańskiej, które powinny jak najprędzej przejąć odpowiedzialność za sytuację w kraju. – Na razie afgańska policja jest nieprzygotowana i przekupna – twierdzi niemiecki gen. bryg. Josef Blotz, szef Regionalnego Dowództwa Północ w Mazar-i-Szarif. Aktualne pozostaje pytanie, czy Niemcy, którzy podjęli się szkolenia i finansowania afgańskiej policji, zdążą przygotować tysiące sprawiedliwych obrońców prawa do zaprowadzenia porządku? I to w wieloetnicznym kraju, gdzie produkcja narkotyków i przestępczość gwałtownie rosną, gdzie ataki samobójcze są na porządku dziennym?

Scenariusz drugi – zwiększenie kontyngentów wojskowych NATO – trudno realizować z powodów politycznych. Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF), dowodzone przez NATO, liczą obecnie około 40 tys. żołnierzy. Tylko połowa krajów pozwoliła walczyć swoim żołnierzom z partyzantką islamską.

Polityka 43.2007 (2626) z dnia 27.10.2007; Świat; s. 58
Reklama