Archiwum Polityki

Z drzwiami na plecach

Jak to szeptały pochylone nad wózeczkami dobre nianie?

– Politykiem trzeba się urodzić, bo jak ktoś się nie urodzi, to jaki z niego polityk.

Kampania wyborcza przekonała nawet niedowiarków i sceptyków, że tych, co urodzili się politykami, wielka dziś obfitość. Każdy z nich jest przekonany o swojej wyjątkowości i wrodzonych kompetencjach. Widocznie nianie powtarzały do znudzenia: – Ty nie możesz być tylko duży, ty musisz być wielki.

A jeśli któryś raczkował na dywanie, poczciwiny klaskały w dłonie, przywołując domowych: – Jakie to inteligentne dziecko! Od małego pełza, żeby iść z duchem czasu.

Przepraszam za uporczywe trzymanie się wątku niań. Skoro jednak ciągle mówi się o salonach (gdzie te salony, przechowalnie elit?), niech mi będzie wolno wprowadzić nianie również należące do świata fikcji. Niania ociepla wizerunek. Jest wysłannikiem z krainy łagodności, mało mającej wspólnego z rzeczywistością IV RP, żegnaną na peronie dworca we Włoszczowie.

Kraina łagodności... Rzadko uczestnicy wyborczej gry odwoływali się do niej. Tymczasem elektorat tęsknił za okruchami spadającymi z pańskich stołów, wypatrując barw szczęścia rodem z serialu. Stąd brały się nieporozumienia.

– Słyszał pan – zaczepiła mnie sąsiadka – Kaczyński bierze ślub z Joaniną.

Wytłumaczyłem jej, co i jak. Po kilku dniach oznajmiła, powołując się na tabloid, że ta Joanina to Szczypińska i że ksiądz czeka już w kaplicy. Znowu musiałem sprostować: pan premier chwali sobie zacny stan kawalerski, a posłanka wyznała, że do ślubu może pójść jedynie w lipcu.

– No to chajtną się w lipcu – sąsiadka dalej promieniała.

– To niemożliwe – odparłem.

Polityka 43.2007 (2626) z dnia 27.10.2007; Groński; s. 113
Reklama