Po raz pierwszy 25 grudnia jako datę Boskich narodzin podał rzymski historyk Sykstus Juliusz, zwany Afrykańskim, w dziele „Chronographia”, w 221 r. Sto lat później, gdy chrześcijaństwo stało się w Rzymie religią państwową, Boże Narodzenie wyparło obchodzone w tym samym dniu święto Sol Invictus. Udało się to Kościołowi przeprowadzić, mimo że data urodzin Jezusa była przedmiotem sporów – niektórzy historycy twierdzili, że wydarzyło się to nie w grudniu, a w październiku, inni zaś – że w styczniu.
Obyczaj ustawiania i strojenia choinki nie jest odwieczny ani nasz. Do Polski drzewko bożonarodzeniowe dotarło na przełomie XVIII i XIX w. Przejęliśmy ten zwyczaj z Niemiec. Co tam jednak wytykać zbliżającym się świętom ich internacjonalne korzenie. Sięgnę raczej po opisy przygotowań, jakie miały miejsce w domach naszych dziadków i pradziadków.
Przygotowania do Bożego Narodzenia rozkładano na dłuższy czas. Prawdę mówiąc upływał na nich grudzień. Na początku miesiąca zaopatrywano się w baryłki śledzi niezbędnych na cały adwent. Obowiązywał przecież post. W wolnym czasie pieczono pierniki, przygotowywano makagigi, marcepany. Najwięcej pracy przypadało jednak na dwa dni przed Wigilią. Pieczono, wędzono, gotowano, studzono galarety. Spiżarnie pękały w szwach. Nadmierne zapasy stanowiły chlubę gospodyni, zapewniały jej spokój nawet w przypadku najazdu niespodziewanych gości.
Wielką uwagę zwracano na zastawę stołową. Ceniono porcelanowe zastawy francuskie, zwłaszcza z Sevres, rosyjskie, berlińskie, chińskie, wiedeńskie. „Jeśli kto chce mieć porcelanę malowaną w kwiaty, fantazyjne desenie, z monogramami, herbami – może zamawiać oddzielnie w malarni przy składzie” – głosiła w 1875 r. zamieszczona w prasie reklama.