Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Kozy od św. Cerykusa Archanioła

Swanetia to najbardziej niedostępna część Gruzji. Życie jest tu zbudowane na pięciu paradoksach.

Murman nie zawsze zatrzymywał swego łaza przy przydrożnych kapliczkach – zazwyczaj w podróży za mało było czasu na wspominanie zmarłych. Gdy jednak dzień był długi, a pasażerów podróżujących z nizin w góry Kaukazu, do Swanetii, akurat brakowało, stawał tu czy tam, najchętniej obok kapliczki postawionej ku pamięci Gabo Doladze, który wpadł w przepaść z przyczepą pełną siana. Wypijał kieliszek albo dwa czaczy, której butelka stała obok fotografii, i jechał dalej.

Czasem zatrzymywał się jeszcze koło kapliczki rodziny Mamuki, która stoczyła się łazem do sztucznego jeziora, bo wracający z obchodów rocznicy śmierci (naturalnej) swojej ciotki Mamuka przeoczył wyrwę w drodze. Murman wylewał odrobinę wódki na ziemię, dla zmarłych, zapalał papierosa, zasępiał się i ruszał dalej górskimi dróżkami nad przepaścią.

Nie piłeś, nie jedź

Swanski paradoks numer jeden: wypijanie bimbru za pamięć zmarłych, przy przydrożnych kapliczkach wyglądających jak samoobsługowe bary. Krzyż, ikona, zdjęcie denata, resztki chleba albo kukurydzianych placków i kieliszki. Bierzcie i pijcie. Bierzcie i jedźcie. Pijcie za zmarłych, z których większość straciła życie na drodze, bo była w sztok pijana.

Wśród turystów podróżujących po tej części Gruzji krąży niepokojąca anegdota o przygodzie pewnego brytyjskiego amatora wrażeń. Jego swanski kierowca w połowie trasy zaproponował wspólne spożycie wysokoprocentowej czaczy. Anglik uprzejmie odmawiał, obawiając się o swoje życie na krętych górskich drogach. Odmawiał, dopóki rozsierdzony brakiem charakteru angielskiego wymoczka Swan nie przystawił mu kolby pistoletu do twarzy, mówiąc: Pij, do cholery! Anglik przełamał wówczas niechęć do alkoholu, Swan uściskał go jak brata i pojechali dalej.

Gdyby krowy z reklamy alpejskich czekolad zobaczyły kiedyś góry Swanetii, bez wahania opuściłyby szwajcarskie obory i na swanskich łąkach podzwaniałyby fioletowymi dzwonkami u szyi.

Polityka 51.2007 (2634) z dnia 22.12.2007; Na własne oczy; s. 172
Reklama