Archiwum Polityki

Wiadro radości

Rozmowa z Urszulą Dudziak nie tylko o „Papai”

Mirosław Pęczak: – Ponad 30 lat temu zaśpiewała pani po raz pierwszy „Papayę”. Dziś bije rekordy popularności w Azji, Ameryce Południowej, ostatnio w Kalifornii i zaraz będziemy mieli hit globalny. Duże zaskoczenie?

Urszula Dudziak: – Dla mnie to jest szok. Absolutnie się tego nie spodziewałam. Owszem, czułam, że ten utwór ma potencjał, ale na jaką skalę, to nigdy właściwie nie wiedziałam. Skomponowaliśmy go z Michałem Urbaniakiem w 1976 r. Clive Davis z wytwórni Arista, odkrywca talentu między innymi Whitney Houston, chciał z tego zrobić ogólnoświatowy przebój, co było też pomysłem Michała. No i owszem, „Papaya” jakiś tam sukces odniosła – w Meksyku, gdzie znalazła się na pierwszym miejscu listy przebojów, w Honolulu, we Włoszech, gdzieś tam jeszcze sporadycznie...

Oczywiście w Polsce, dobrze to pamiętam.

Mam szczęście, że z panem rozmawiam, który to pamięta. Tak, w Polsce też. No, ale potem to jakoś ucichło. Paradoks polega na tym, że ja wciąż śpiewam tę piosenkę na koncertach. Bobby McFerrin jest wściekły, jak mu każą śpiewać „Don’t Worry, Be Happy”, też taki superhit, który trafił do szerokiego obiegu. Ja ten swój przebój miałam w stałym repertuarze koncertowym, ale ostatnio pomyślałam sobie, że może by warto od tego odpocząć, na jakiś czas przynajmniej, a tu proszę, masz babo placek.

Jak się pani dowiedziała, że teraz ta bomba wybuchła?

Jakiś miesiąc temu byłam w Szwajcarii na nartach i dostałam telefon z radia z Warszawy – bardzo pani gratulujemy. Nic nie rozumiałam. Oni na to, bym otworzyła Internet, bo na YouTube jest rewelacja z Filipin pod nazwą „Papaya Dance”. Obserwuję to teraz na bieżąco, no i widzę, że to leci, leci.

Polityka 13.2008 (2647) z dnia 29.03.2008; Kultura; s. 68
Reklama