Archiwum Polityki

Plac lizusów

1. Z uczuciem zawstydzenia dowiedziałem się, że Marian Krzaklewski i kilka innych ważnych w polskiej polityce osób weszło w skład jakiegoś komitetu, który chce przemianować warszawski plac Konstytucji na plac Reagana. Nie idzie już nawet o rzecz tak oczywistą jak szacunek dla tradycji. Zresztą plac Konstytucji chyba nikomu nie kojarzy się dzisiaj z obrzydliwym okresem roku 1952, lecz po prostu przypomina, że Polska jest krajem demokratycznym i ma swoją konstytucję. Jeśli jednak ta nazwa wciąż pewnym osobom przypomina Stalina i Bieruta, o których Polska niemal bez reszty zapomniała, to nie miałbym nic przeciwko temu, by plac nazwać imieniem Konstytucji Trzeciego Maja. Wtedy wilk byłby syty i owca cała. Ludzie przywykli od pół wieku mówić najzwyczajniej w świecie o placu Konstytucji, to i dalej tak mówić będą.

Ale różnym politycznym idiotom takie rozwiązanie nie wystarcza, więc wymyślili Reagana, a Krzaklewski bezmyślnie się do tej inicjatywy przyłączył. Może nie jest świadomy, że to akt lizusostwa. Zastanawiające, że tylko w naszym wspaniałym kraju konspiratorów, husarzy, herosów i bojowników przychodzą do łbów pomysły, jakie nigdy by nie powstały w czeskiej lub węgierskiej głowie. W żadnym kraju postkomunistycznym nie ma tak bałwochwalczej uległości i merdania ogonem wobec USA. Nasi pyskaci obrońcy godności narodowej boczą się na Unię Europejską, straszą naród zagrożeniami ze strony Berlina, Paryża i Rzymu, ale ustawiają się w kolejce, by uścisnąć dłoń jakiegoś trzeciorzędnego urzędasa z USA. Niemal każda kwestia jest u nas rozważana pod kątem podobieństwa do praktyki albo struktury, jaka obowiązuje w Stanach.

Nie mam nic przeciwko temu, kiedy idzie o spiekanie blach, instalowanie wind, organizowanie orkiestr oraz teatrów, bo Amerykanie rzeczywiście są ogromnie wynalazczy, mają doświadczenie w wielu dziedzinach, zbudowali naprawdę przodujący kraj świata.

Polityka 33.1999 (2206) z dnia 14.08.1999; Kultura; s. 50
Reklama