Archiwum Polityki

Nasi Kolesińscy

Najpierw historia. Czyli "destylowana plotka". Nie pamiętam, kto jest autorem tej definicji, lecz trudno się z nim nie zgodzić. Inny uczony mąż twierdzi, że najciekawsze fragmenty historii w ogóle nie nadają się do opisania. A więc było tak: dwaj klasycy siedzą przy stole przykrytym ceratą. Na blacie stołu piętrzą się książki, papierzyska, brulionowe notatki.

- Jak to sformułować? - Engels przerwał zadumę Marksa. - Że bez partii ani rusz. A ta partia musi mieć program, ideowe przesłanie. Krytyczne wobec kapitalizmu, który nie ma przyszłości. Najpierw zgnije, potem zdechnie. I zostanie pochowany przez grabarza, klasę robotniczą. Razem z portfelem.
- Powinno być coś o łączności - Marks przejechał dłonią po siwiejących kudłach.
- Mam! Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się przez komórkę! Oczywiście, partyjną.
- Chwytliwe - zgodził się Engels. - Ale co dalej? Nie możemy przecież w Manifeście pominąć stosunku do tradycji, kwestii światopoglądowych, potępienia praktyk monetarystycznych. Jak to ująć, żeby ludziom otworzyły się oczy; nie mają nic do stracenia, oprócz kajdan?

Mijały kwadranse. W pokoju było tylko dwóch klasyków i cisza. W końcu Marks westchnął:

- Sami nie damy rady. Jedyne, co możemy zrobić, to zwrócić się o pomoc przy redagowaniu Manifestu do Celińskiego!

Tyle historii. Czas na teraźniejszość. Dla Słowackiego Polska to harfa eolska. Dla Sienkiewicza - postaw sukna, szarpany przez brudne łapska. Dla Wyspiańskiego - złoty róg, gubiony na rozstajnych drogach. Piłsudski mówił o obwarzanku; oblepionej ciastem pustce. To porównanie zyskało na aktualności. Od obwarzanka niedaleko do kremówki. A wiele wskazuje na to, że wypiek cukierniczy dołączył do używanych dotąd symboli.

Polityka 33.1999 (2206) z dnia 14.08.1999; Groński; s. 77
Reklama