Jej nominacja zdziwiła profesurę Warszawy, Krakowa, Gdańska i Wrocławia. – Nie jest znana w środowisku. Wszyscy zachodzimy w głowę, jakim będzie ministrem – mówi prof. Tadeusz Luty, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.
Wątpliwości środowiska akademickiego budzi fakt, że jako polityk działała głównie poza Polską. Jako posłanka do europarlamentu od 2004 r. nie zajmowała się nauką. Pracowała w komisji wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. – Nie znam pani profesor osobiście, więc nie mogę oceniać tej nominacji – powiada prof. Michał Kleiber, prezes PAN, minister nauki w latach 2001–2005. – W każdym razie marzy mi się minister kompetentny, ale i bardzo silny politycznie.
Jako minister prof. Kudrycka na pewno nie będzie miała łatwo. Świat akademicki w Polsce jest dość oporny na zmiany, a dużo się mówi o feudalnych stosunkach na uczelniach, o ucieczce młodych naukowców na Zachód, o oszustwie edukacyjnym, jakiego dokonują marne przedsiębiorstwa zarobkowe pod szyldem szkoły wyższej. Zdaniem Kleibera dojrzeliśmy do tego, żeby stworzyć i dopieszczać kilkanaście elitarnych uczelni. Musi się zmienić sporo w finansowaniu badań. Czy Kudrycka będzie potrafiła twardo stawiać na konkurencyjność, jeśli chodzi o rozdział środków? Finansować nie „po uważaniu”, znajomości, lecz najlepsze ośrodki? Na razie nikt nie wie, a pani minister należy do osób raczej oszczędnych w słowach.
W pociągu zaiskrzyło
Jesienią 1974 r. 18-letnia Basia Stelmaszyńska przyjechała do stolicy z Białegostoku na studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. O tym, że będzie studiowała prawo, wiedziała już na początku ogólniaka, renomowanego III LO. – Atrakcyjna, energiczna, przebojowa.