Archiwum Polityki

Cieplarnia Bali

JR/Polityka

Na powitanie tej wielkiej konferencji na indonezyjskiej wyspie Bali przyszła dobra wiadomość z nieodległej Australii. Nowy rząd Kevina Rudda ogłosił ratyfikowanie protokołu z Kioto z 1997 r. To właśnie Australia obok USA należała do głównych kontestatorów ustaleń z Kioto, dotyczących ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Ale także Ameryka zmienia zdanie, nie tylko pod wpływem sukcesów edukacyjnych tegorocznego noblisty Ala Gore’a. Również jego konkurent George Bush, do tej pory główny czarny charakter w propagandzie ekologów, obiecał udział USA w pracach nad nowym porozumieniem. Ma ono zastąpić wygasający w 2012 r. protokół z Kioto – i nad tym właśnie przez dwa tygodnie obraduje na Bali 10 tys. delegatów. Specjaliści od tematu, niezależnie od odcienia zieleni, są w zasadzie zgodni. Największym, a może i jedynym sukcesem Kioto było otwarcie nowego tematu, wskazanie na potencjalne zagrożenie, jakie niesie ze sobą ocieplenie klimatu. Natomiast zastosowane środki i skuteczność w ich egzekwowaniu są absolutnie nieproporcjonalne do skali problemu.

Na Bali, oprócz ogólnego poparcia dla idei walki z CO₂, pojawią się z pewnością następujące wątki: kraje rozwijające się będą się domagać, by je traktować ulgowo, bo dopiero budują dobrobyt, a kraje rozwinięte trzeba traktować surowiej, bo to one głównie w przeszłości truły środowisko; Chiny zaproponują, żeby od sumy emisji CO₂ odliczyć tę przypadającą na produkcję eksportową i tą częścią obciążyć głównych importerów: Amerykę i Unię; Brazylia wystąpi z inicjatywą, by krajom ograniczającym wyrąb lasów (czyli głównie jej) płacić rekompensaty wyrównujące straty. Interesy są różne i najczęściej sprzeczne, dogadać się nie będzie łatwo, a z kolei bez uczestnictwa Trzeciego Świata w programie samoograniczeń – czego nie udało się osiągnąć w Kioto – efekt będzie jeszcze bardziej iluzoryczny.

Polityka 49.2007 (2632) z dnia 08.12.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama