Archiwum Polityki

Vancouver, ciąg dalszy

Kanadyjska policja wystąpiła do władz RP o wszczęcie dochodzenia na temat przeszłości Roberta Dziekańskiego, zabitego 14 października na lotnisku w Vancouver. Śledzący tę sprawę dr Jan Bobrowski, prezes Kanadyjsko-Polskiego Klubu Akademickiego, z oburzeniem przyjął zamieszczony w jednej z bulwarówek w Vancouver reportaż z Polski, opisujący rodzinę zabitego i zaczynający się od słów: „Butelka wódki...”. Inna gazeta sugerowała, iż Dziekański odsiadywał wyrok w Polsce. „Najusilniej proszę i nalegam – pisze dr Bobrowski – by zadać pytanie, jaki jest cel takiego dochodzenia. Przypuszczam, że ten pomysł kanadyjskiej policji to gra wet za wet wobec zamierzonego śledztwa polskiej prokuratury chcącej wyjaśnić przyczyny śmierci polskiego obywatela. Przypuszczam, że kanadyjska policja gromadzi informacje, by skompromitować ofiarę, odwrócić uwagę od istoty sprawy”.

Istotnie, przyglądajmy się tej sprawie, może być pouczająca. Dziekański wjechał do Kanady z ważną wizą, nie popełnił w Kanadzie żadnego przestępstwa, jego pobyt na terytorium kraju trwał najwyżej 10 godzin i to w lotniskowej strefie bezpieczeństwa, już po dokonaniu wszelkich kontroli. Ktokolwiek widział kanadyjski formularz wizowy, wie, że zawiera on pytania o rodziców, rodzeństwo i dzieci, nawet jeśli nie mieszkają z petentem i nie wybierają się do Kanady (!). Policja wie więc dostatecznie dużo. Czy tragedia Dziekańskiego wskazuje na to, że policja wie jeszcze więcej niż w formularzu i że za podróżnym wysyłana jest poufna teczka z jakimiś informacjami o przeszłości? Czy policja przystąpiła do brutalnej interwencji z paralizatorem, przygniataniem do ziemi przez kilku funkcjonariuszy i biciem pałką niestawiającego oporu podróżnego, bo dysponowała jakąś teczką, do której obywatel nie ma dostępu?

Polityka 49.2007 (2632) z dnia 08.12.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama