Archiwum Polityki

Kaczyzm a Francja

Pan prezydent, jak się okazuje, chce aktywnie wpływać na politykę zagraniczną Rzeczpospolitej. Rzecz zrozumiała. Któryż z polityków nie dąży do skupienia maksimum władzy w swoich rękach. Rzecznik prezydenta stwierdził przy tym, że wkład jego przełożonego może być szczególnie duży w dziedzinach stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i Francją. To ostatnie uzasadnił wzajemnym zrozumieniem między Lechem Kaczyńskim i Nicolasem Sarkozym. Sformułował to ładnie, mówiąc o „przyjaźni” czy też „nadawaniu na jednej długości fal” – dokładnie nie pamiętam. Tak czy owak, chciałbym pana prezydenta wyprowadzić z błędu.

W „Faraonie” Bolesława Prusa jest taka pouczająca scena, kiedy młody książę Ramzes, żeby wyjaśnić nieporozumienie, zjawia się u posła asyryjskiego Sargona i obdarza go łańcuchem wysadzanym rubinami i szafirami. „Olbrzymi Sargon aż zapłakał, co wzruszyło księcia, lecz nie rozczuliło obojętności Istubara (chaldejskiego kapłana i doradcy – LS). Kapłan wiedział, że Sargon ma łzy, radość i gniew na każde zawołanie, jako poseł mądrego króla”. Cóż dopiero Nicolas Sarkozy, który nie jest niczyim posłem, ale mądrym prezydentem we własnej osobie. Jako taki w jednym ze swoich wcieleń jest również czarusiem. Potrafi uważnie słuchać, potakiwać i wypowiadać, w czym język francuski jest mu wyjątkowo użyteczny, takie formuły, które choć, po prawdzie, nie znaczą nic albo coś wręcz przeciwnego, zachwycają gości. Jaka jest jednak bezlitosna rzeczywistość?

Po pierwsze: jest Nicolas Sarkozy zdeklarowanym zwolennikiem przyspieszania i pogłębiania integracji europejskiej. Jak wszyscy pamiętają, większość Francuzów odrzuciła w referendum projekt tak zwanej konstytucji europejskiej.

Polityka 49.2007 (2632) z dnia 08.12.2007; Stomma; s. 113
Reklama