Główna droga wsi prowadzi prosto w drzwi Domu. Nie ma bram ani furtek. Po dawnych czasach pozostał fragment siatki z potrójnym drutem kolczastym u góry. Z holu dobiega gitarowe „...obudź się, czarny Alibabo...”.
Spacer chińskich mundurków
Inność wprowadziła się do Miszewa zaraz po wojnie. Zaadaptowany początkowo na szkołę rolniczą folwark Lasockich niebawem przyjął w pałacowe mury instytut głuchoniemych.
– Wujek, pamiętasz, jak to było, kiedy niemowów przywieźli? – sołtys Miszewa Murowanego Nowego (Miszewo to formalnie dwie wsie: Murowane i Murowane Nowe) Stanisław Jakubiak próbuje przywołać dawne czasy. – Cicho – odpowiada zza płota ogorzały rolnik. – Ludzie nie byli temu sprzeczni – zapewniają sąsiadki Błaszczakowe. W latach 50. do głuchoniemych dołączyli upośledzeni psychicznie i niepełnosprawni fizycznie. – Wtedy chyba było łatwiej niż dzisiaj zrozumieć i przyjąć u siebie chorego. Kalecy, głusi – ofiary wojny – tułali się po kraju. A może po wojnie człowiek inaczej też patrzył na człowieka, z większą miłością? – zastanawia się Jan, redaktor wydawanej przez uczestników warsztatów komputerowych w DPS gazetki „Nasz Dom”.
Z zatartych wspomnień miszewianie odtwarzają dziś jedynie strzępy obrazu pierwszych kontaktów z Domem. – Ludzie poszli tam pracować, cieszyli się, że mają robotę na miejscu. Jeden z zakładu, Piłat, ożenił się z kucharką i razem pojechali do Warszawy – przypomina sobie Błaszczakowa. Dom, zgodnie z ówczesnym podejściem, pozostawał jednak od wsi odgrodzony, zamknięty. Siatka, nad nią trzy zwoje drutów kolczastych, a w środku „same głupie ludzie”, jak się czasem mawiało.