Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Lepiej niech posiedzi

Marek Dochnal trafił do aresztu jeszcze w III RP, przesiedział w nim całą IV RP – i siedzi dalej. W ten sposób z symbolu brawurowej autokreacji i zuchwałego lobbingu stał się symbolem

Czy niegdysiejszy bohater kolorowych magazynów i najsłynniejszy polski lobbysta popełniał przestępstwa (jako pierwsza obszernie pisała o nim Bianka Mikołajewska, POLITYKA 6/04), orzec musi sąd. Odrębną kwestią jest jednak zasadność obranej wobec Dochnala przez prokuraturę taktyki procesowej, w której podstawową bronią okazuje się trzymanie podejrzanego bez końca w areszcie, połączone na dodatek z innymi szykanami.

– Mój klient siedzi już 3 lata i 4 miesiące. Ale od roku nie był ani razu wezwany na przesłuchanie. Dopiero w minionym tygodniu prokurator sobie o nim przypomniał. Pytał jednak o okoliczności tak mało istotne, że jest jasne, iż chodziło tylko o zdobycie pretekstu do wniosku o kolejne przedłużenie aresztu. Termin obecnego upływa bowiem pod koniec stycznia – opowiada mec. Jacek Gutkowski, jeden z adwokatów reprezentujących obecnie Dochnala.

Rzecz w tym, że metody takie zdają się być stosowane nie tylko wobec Dochnala. Nie bez powodu w prawniczym języku pojawiło się pojęcie aresztu wydobywczego: nie ma on zapobiegać ewentualnemu ukrywaniu się podejrzanych czy utrudnianiu przez nich postępowania, lecz służyć śledczym nieformalnemu wydobywaniu od aresztowanego obciążających zeznań czy dowodów – w rozmaitych zresztą sprawach. W efekcie nasz wymiar sprawiedliwości zyskał już pod tym względem w Europie mało chlubną sławę. Dość powiedzieć, że rekordowa skarga, jaka trafiła z Polski do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, dotyczyła przetrzymywania w areszcie przez 6 lat.

Już samo zatrzymanie Dochnala przebiegało w stylu wziętym z filmu akcji. Kiedy w niedzielny wieczór 26 września 2004 r. wynajętym samolotem ma on wylądować na podkrakowskim lotnisku Balice, czekają tam już funkcjonariusze łódzkiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Polityka 3.2008 (2637) z dnia 19.01.2008; kraj; s. 24
Reklama