Archiwum Polityki

Przesłodzona herbatka

[dla najbardziej wytrwałych]

Pilny czytelnik Afisza mógłby zacząć dopatrywać się obsesji na punkcie Ronalda Harwooda: niedawno było zgryźliwie o jego „Kwartecie”, dziś o „Herbatce u Stalina” nie będzie wiele lepiej. Nie jest jednak winą komentatora, że angielski dramatopisarz, autor sztuk prawdziwie znakomitych („Garderobiany”, „Za i przeciw”) daje dziś teatrom materiał dobrze skrojony, acz od strony myślowej żenująco słaby – one zaś biorą towar z dobrodziejstwem inwentarza. „Herbatka” opowiada o wizycie, jaką w 1931 r. w pierwszym państwie komunistycznym złożył – przyjmowany po królewsku – George Bernard Shaw. Sztuka ma unaocznić piramidalną łatwowierność, egocentryzm i oportunizm luminarzy Zachodu wobec radzieckiej satrapii; niestety obraz stalinowskiego państwa nakreślony jest nader naiwnie, zaś główne postacie konfliktu nie wychodzą poza banały i stereotypy. Zespół warszawskiego Ateneum pod reżyserskim dowództwem Tomasza Zygadły podjął spore wysiłki, by tę stereotypowość zatuszować, przede wszystkim powściągliwością i stonowaniem gry; Marcin Stajewski miast ponurych gabinetów Kremla zaproponował w scenografii nawiązanie do konstruktywistycznego malarstwa i grafiki tamtego okresu. Marian Kociniak próbował wydobyć z tekstu zarówno siłę charakteru, jak i zakompleksienie wodza bolszewików; Jerzy Kamas i Magdalena Zawadzka starali się ustrzec przesady w portretowaniu kabaretowego zaślepienia Shawa i egzaltacji lady Astor. Paradoksalnie owa rzetelność i powściągliwość teatru uwypukliły tylko – przez kontrast – miałkość i plakatowość Harwoodowskiej lekcji historii, niestrawnej chyba nawet jako dodatek do popołudniowej herbatki londyńskich mieszczuchów.

Polityka 17.2000 (2242) z dnia 22.04.2000; Kultura; s. 52
Reklama