Pani nieufnie odnosi się do szczęścia. W swojej nowej książce „O filozofię bać się nie musimy” pisze pani: dziś w szczęśliwość nie wierzymy. Stała się pustym słowem w brutalnym świecie naszych dni. Czy to znaczy, że współczesny człowiek ma niewielkie widoki na szczęście?
Nie uważam, żeby to dotyczyło tylko współczesności. Chociaż dzisiaj może mamy mniej złudzeń, bardziej trzymamy się rzeczywistości, a ona szczęściem nas nie napawa. Najwięcej szans na szczęście mają młodzi ludzie, cokolwiek by przez to rozumieli. Dla każdego to może być coś innego.
Czy trzeba się jakoś przygotować, aby być godnym szczęścia?
A czy na szczęście się zasługuje? Czy to jest nagroda? Kto nagradza, za co? A może to po prostu ślepy traf. Zresztą czy człowiek jest stworzony do szczęścia? Zawsze mnie denerwuje, gdy na przykład jakaś matka mówi o swoim synu: tak bym chciała, żeby był szczęśliwy, zamiast powiedzieć: niech on będzie porządnym i uczciwym człowiekiem. Potem jest straszne rozczarowanie, bo to szczęście nie przychodzi. Nie należy się nastawiać, że w życiu trzeba być koniecznie szczęśliwym. Można osiągnąć wiele wspaniałych rzeczy. A szczęście? Może przyjdzie, może się pojawi taki moment, że poczujemy się szczęśliwi. Ale to nie może stać się celem życia.
Jeśli nie do szczęścia, to do czego jest stworzony człowiek?
Do niczego... A mówiąc poważnie, nic na ten temat nie wiemy, czy istnienie ma w ogóle jakiś cel. Jeżeli ktoś szuka w życiu celu, to ten cel jest jego wyborem, a wybory są rozmaite. Człowiek może wybrać dobro i zło.
Szczęście bardzo często kojarzy się z nadzieją. Czekamy na coś, co naszym zdaniem sprawi, że będziemy szczęśliwi. Czasem sama nadzieja czyni nas szczęśliwymi.