Archiwum Polityki

Mój ojciec i „Doktor Faustus”

Opowiadanie Jerzego Pilcha

Czy opętanie ojca tą powieścią znaczyło, iż był on też opętany przez złe duchy – nie wiem. Niewątpliwie żywo interesował się demonologią, bardzo go ciekawił tryb życia demonów. „Doktora Faustusa” Tomasza Manna czytywał namiętnie, maniakalnie i w koło. Dochodził do końca, do słów pani Schweigestill o „prawdziwie ludzkim wyrozumieniu”, potem czytał jeszcze posłowie i tego samego albo najdalej następnego dnia zaczynał lekturę powieści na nowo.

Ojciec mój czytał „Doktora Faustusa” codziennie. Czytał tę książkę po cichu i na głos. Dawki lektury były niewielkie, ale zatrważająco regularne – każdego ranka kilkadziesiąt linijek. Podkreślał ulubione fragmenty, papierowymi zakładkami zaznaczał wybrane strony, na marginesach zapisywał krótkie komentarze, a nawet odnotowywał swoje stany emocjonalne. Na przykład, gdy na początku powieści Mann opisuje jedną z osobliwych postaci w Kaisersachern – niejaką Matyldę Spiegel, zdanie: „Kobieta ta uszminkowana, choć bynajmniej nie lekkich obyczajów, zdecydowanie zresztą na to za głupia” zostało, ma się rozumieć, przez ojca podkreślone, zaś na marginesie uznał on za stosowne wyrazić swój zachwyt za pomocą nakreślonego ołówkiem ekstatycznego: „Ha, ha, ha”. Scenę rozmowy Adriana Leverküna z diabłem zdobią wykonane ręką ojca zręczne, choć sprawiające nieco makabryczne wrażenie wizerunki, przeistaczającego co pewien czas swą postać, wysłannika piekieł. Na karcie tytułowej sporządzona jest zawierająca dokładne dane tabela kolejnych lektur. Na przykład: „Rozpoczęto 5 lutego 1970 – zakończono 12 maja 1970. Rozpoczęto 13 maja 1970 – zakończono 17 października 1970”. W miarę kolejnych lektur wzrastała liczba podkreśleń i papierowych zakładek.

Polityka 17.2000 (2242) z dnia 22.04.2000; Kultura; s. 62
Reklama