Archiwum Polityki

Ale kanał

Internet to wynalazek ciekawy, ale niebezpieczny, dlatego trzeba z nim uważać, przyznał kilka dni temu w tymże Internecie prezes Jarosław Kaczyński. Tak się składa, że odwiedził on niedawno Bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego i na widok tego, co się tam wyświetlało studentom na ekranach komputerów, aż się spocił ze złości.

Trzeba powiedzieć, że ta sondażowa wizyta ostatecznie podważyła jego zaufanie do tzw. internautów, czyli oderwanej od rzeczywistości grupki młodzieży posługującej się Internetem. Niepokojące sygnały na ich temat prezes odbierał już wcześniej, dzięki czemu dzisiaj wiadomym mu jest, kto się Internetem posługuje, kto ma w nim przewagę i z jakich pozycji. Otóż przewagę ma pornografia (wiadomo, o jakie pozycje w tym wypadku chodzi) oraz oglądający ją młodzi ludzie, którzy pociągają piwko z butelki i w wyniku poważnego osłabienia tym napojem wyrażają chęć głosowania przez Internet w kolejnych wyborach.

Pojawia się pytanie, czy tacy ludzie w ogóle wiedzieliby, na kogo mają głosować? Czy potrafiliby zagłosować właściwie? Otóż raczej nie, gdyż, jak twierdzi prezes Kaczyński, tzw. internauci są szczególnie podatni na manipulację przez wiadomo kogo, tymczasem głosowanie musi być czynnością „poważną, świadomą, wymagającą pewnej fatygi”, nie może zatem polegać na beztroskiej zabawie myszką po alkoholu. Zabawie, której polityczne skutki mogą być opłakane.

Oczywiście komunikację wyborców ze światem polityki należy pogłębiać, ale czy koniecznie za pomocą znajdującego się w rękach niezupełnie trzeźwych ludzi Internetu?

Przed wojną, powiada prezes, w ramach tradycyjnej kultury „istniało wiele kanałów komunikacyjnych, na przykład przemówienia na jarmarku”.

Polityka 12.2008 (2646) z dnia 22.03.2008; Fusy plusy i minusy; s. 126
Reklama