Archiwum Polityki

Z tobą lub bez ciebie

[dla każdego]

Oto film, który przesuwa się nie dość zauważony, co jest niesłuszne. Nie grają w nim gwiazdy, zaś reżyser Anglik Michael Winterbottom jest szanowany bardziej wśród klubowców niż w sferze branżowej. Ale właśnie dlatego jego film się wyróżnia. Wydawałoby się, że jest to historyjka obyczajowa jakich wiele, podobne raz po raz przewijają się w serialach TV. Młoda para małżeńska w Belfaście w Irlandii pragnie mieć dzieci, co im się nie udaje, mimo korzystania z wszelkich fachowych porad. Daremność tych usiłowań wpływa na ich stosunki: stają się uciążliwe. Otóż pojawia się przyjaciel żony z czasów młodzieńczych, jest to Francuz, któremu się niezbyt powodzi i przyjechał zaczepić się tutaj. Nie zgłasza on pretensji, spotkania są koleżeńskie, niemniej jego obecność powoduje, że niepokój Rosie rośnie: wspomina ona lata swobody, gdy otwierały się szanse, które obecnie zacieśniły się do owego daremnego oczekiwania na potomka: może ów szkolny kolega z Francji dostarczyłby jej nowego przeżycia? Co jednak drażni męża Rosie; zirytowany, byłby gotów nawet ją zdradzić... Sytuacja jakich wiele, ale wartość filmu polega na szczegółowej przenikliwej obserwacji, na jaką kino i także TV rzadko sobie pozwalają. Jesteśmy bowiem wśród osób przeciętnych, nie ma tu okazji do dramatyczności: mąż jest byłym policjantem, pracującym obecnie w warsztacie, żona jest osóbką, którą zadowoliłaby równowaga rodzinna. Francuz jest poczciwiec i cokolwiek niedorajda. Ale przyglądanie się im w każdej minucie sprawia, że stają się bliscy i uchwytni; dotykamy ochłapu codzienności, co bynajmniej w kinie nie jest częste. Problem, który w życiu trafia się raz po raz: zachwianie się związku, który przecież opiera się na szczerym uczuciu, przeżywamy jakby na przykładzie autentycznych sąsiadów, a może nawet nas samych?

Polityka 47.2000 (2272) z dnia 18.11.2000; Kultura; s. 52
Reklama