8 grudnia. Mglisty, ponury ranek. Oficjalne otwarcie Kongresu Kultury Polskiej.
Jerzy Jedlicki („Gazeta Wyborcza”): „Kultura narodowa musi dziś stawić czoła podmywającej nas zewsząd fali komercji, bylejakości, miałkości i rozproszeniu”.
Kultura dziś nie może przeciwstawiać się komercji. Komercja jest podstawą, na której ktoś może – jeśli umie i ma za co – budować elitarne wieżyczki kultury niekomercjalnej. Ale jeśli komercja się załamie, to i te wieżyczki szlag trafi.
Jerzy Adamski („Trybuna”): „Kongres powinien uczynić przedmiotem swych debat problematykę podstawową (...). Mam nadzieję, że to nie będą finanse (...) idzie o wielką politykę kulturalną”.
Niestety, finansów ominąć się nie da. Nie ma wielkiej polityki kulturalnej bez wielkich pieniędzy.
„Kultura musi kosztować” to tytuł ogromnego artykułu publicysty konserwatywnego Wacława A. Zbyszewskiego w „Wiadomościach” londyńskich z 20 lutego 1966 r. We Francji ministrem kultury był wtedy André Malraux. Budżet ministerstwa wynosił 440 mln franków, czyli pół procenta całego budżetu francuskiego. „Za te pieniądze nic nie da się zrobić” – pisał Zbyszewski. „Najlepszy minister kultury nie zastąpi twórczości kulturalnej danego narodu, nade wszystko niczego nie może dokonać bez odpowiednich środków”. „Budżet ministerstwa kultury należy we Francji podwyższyć do 5 miliardów franków, czyli do 5 proc. rocznego budżetu. A w innych krajach, m.in. w Polsce, proporcjonalnie tak samo”.
Dziś jednak w Polsce zwiększyć dotacje na kulturę to zwiększyć liczbę i gaże urzędników od kultury. Kultura musi kosztować – tak. Ale czy stać nas na tak kosztowne, rezydujące w ogromnym pałacu, Ministerstwo Kultury?