Archiwum Polityki

Jeszcze nie wszystko stracone

Zaletą jałowych sporów jest to, że można je ciągnąć w nieskończoność, ponieważ nie dotyczą żadnej prawdy, tylko umownego orzeczenia. Przypuszczam, że do takich właśnie sporów należy ten o początek nowego tysiąclecia. Z jednej strony nie było roku zero, więc dopiero kiedy się skończy bieżący rok dwutysięczny wejdziemy w nowe tysiąclecie. Z drugiej strony, mając na myśli wiek dwudziesty mówimy lata tysiącdziewięćsetne (jeszcze wyraźniej we włoskim novecento), a na intuicję, kiedy pada okrągła data sprzed wieku – na przykład data śmierci Oscara Wilda, odruchowo myślimy, że dożył początku dwudziestego wieku, bo umarł w roku 1900. Myślę, że najrozsądniej jest powiedzieć cytując Szekspira: „Jest tak jak się państwu podoba”. Umówmy się, że mamy znów przełomową datę zupełnie tak samo, jak przed rokiem.

Czy coś mogło się zmienić w rokowaniach na nasze nowe stulecie w trakcie ostatniego roku? Przypuszczam, że raczej nic się nie zmieniło. Rok to zaledwie mgnienie oka w historii, możemy więc pozostać przy myślach sprzed roku. Z tych myśli na pierwszym planie pozostają, oczywiście, zagrożenia. Jako artysta, udzielając wywiadów w co drugim pytaniu słyszę: „Czy nie obawia się pan?...” Trzy kropki są miejscem, w które można wstawić dowolnie przykrą prognozę. W rzadkich chwilach, kiedy mogę pozwolić sobie na szczerość, przerywam pytającemu wołając: „Tak, oczywiście się obawiam”. Brak obaw jest oznaką braku wyobraźni, inteligencji i wiedzy. Człowiek dobrze poinformowany się obawia. Nie obawia się tylko matoł lub irracjonalny optymista.

Zastanawiam się, czy sto lat temu powyższe zdanie byłoby uznane za prawdziwe. Wydaje mi się, że wiek dwudziesty, gdy w atmosferze triumfu zamykało się stulecie określane dumnym mianem „pary i elektryczności”, mógł zaczynać się optymistycznie.

Polityka 53.2000 (2278) z dnia 30.12.2000; Zanussi; s. 97
Reklama