Archiwum Polityki

Mumia powraca

[dla najbardziej wytrwałych]

Sezon ogórkowy się zaczął. Jak zwykle o tej porze do kin wracają potwory, wilkołaki i inne podejrzane indywidua, które za zasługi w straszeniu publiczności już od dawna powinny być na emeryturze. Na dobry początek mamy powracającą mumię, która hasała po ekranach całego świata dwa lata temu, osiągając frekwencję dającą jej 31 miejsce na liście najpopularniejszych filmów wszech czasów. Ponoć decyzja o nakręceniu dalszego ciągu zapadła już dwa dni po premierze, gdy okazało się, iż wpływy z tzw. weekendu otwarcia wyniosły 44 mln dolarów. Trudno się dziwić. Sequel jest dziełem tej samej ekipy, która robiła pierwszą „Mumię”, włącznie z odtwórcami głównych ról, czyli Brendanem Fraserem i Rachel Weisz. Teraz są oni przykładnym małżeństwem z ośmioletnim piekielnie bystrym synkiem, którego zabierają ze sobą do Egiptu, gdzie nieoczekiwanie stanie się on jednym z głównych uczestników niesamowitych zdarzeń. Z braku miejsca nie sposób opowiedzieć wszystkich przygód, tym bardziej że jest ich przynajmniej dwa razy tyle co w pierwszym filmie. To był zresztą pomysł reżysera Stephena Sommersa – wszystkiego ma być znacznie więcej niż w części pierwszej. I zadanie zostało wykonane. Głównym monstrum jest znowu wskrzeszona mumia zuchwałego kapłana Imhotepa, ale ma poważnego rywala w osobie (?) Króla Skorpionów, który przed tysiącami lat sprzedał duszę siłom zła, a teraz przebudzony może zagrozić całej cywilizacji. Nasi poszukiwacze przygód mają więc niebagatelną rolę do odegrania. Przede wszystkim jednak zasługują na uznanie za to, że nie pogubili się, oglądając to wszystko, co mumie i stwory mumiopodobne wokół nich wyprawiają. „Mumia powraca” bezsprzecznie bije rekord świata pod względem nagromadzenia efektów specjalnych na metr taśmy filmowej.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Kultura; s. 46
Reklama