Archiwum Polityki

Nie ma już kresów

Stanisław Cat Mackiewicz i Paweł Jasienica byli obaj opętani narodową histerią. Niestety, mieli jej wizję dość radykalnie sprzeczną. Toteż gdziekolwiek się spotkali i w jakichkolwiek okolicznościach, skakali sobie do oczu, czy grzeczniej mówiąc – rozpoczynali namiętną dyskusję, nie bacząc nawet (acz byli wielbicielami płci przeciwnej) na towarzystwo pięknych pań. Jasienica reprezentował tak zwaną ideę piastowską, czyli mówiąc w największym uproszczeniu, pomysł na Polskę możliwie jednorodną etnicznie, opartą na zachodzie o Odrę, obejmującą Śląsk i z jak najszerszym, poprzez Pomorze, dostępem do morza. Innymi słowy taką mniej więcej Polskę (nie ma tu mowy o ustroju!), która ziściła się po 1945 r. Wileński żubr Cat Mackiewicz (urodzony do tego w Petersburgu), zakorzeniony w tradycjach Wielkiego Księstwa, fascynował się jagiellońskim parciem na wschód, które włączyć miało w krąg europejskich i polskich wpływów niezmierzone tereny Ukrainy i Białorusi, a czemu i nie Rosji.

Jeżeli historia opowiedziała się po stronie Jasienicy, nie zmienia to faktu, że przez wieki bliższe były Polakom koncepcje reprezentowane przez Cata Mackiewicza. Przekonał się o tym choćby margrabia Aleksander Wielopolski, któremu fakt, iż realistycznie nie wysuwał wobec cara roszczeń do ziem wschodnich, zaszkodził nie mniej niż „branka”. Ideą jagiellońską żył także marszałek Józef Piłsudski – czymże innym były wszakże jego federacyjne marzenia. Kiedy komendant wygłaszał swoją słynną sentencję o obwarzanku – nie było w tym ironii. On naprawdę wierzył, że „to dobre, co na kresach”.

W tym miejscu anegdotyczna dygresja. Kiedy w latach trzydziestych córki marszałka zwiedzały Poznań, tamtejszy dziennikarz zapytał je podstępnie: – Powiedzcie dziewczynki, które miasto wam się bardziej podoba – Wilno czy Poznań?

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Stomma; s. 90
Reklama