Archiwum Polityki

Buty nie kupują butów

Rozmowa z profesorem Jerzym Osiatyńskim, ekonomistą

Jacek Żakowski: – 64 proc. czytelników portalu „Polityki” popiera rządową propozycję wprowadzenia podatku liniowego. Przeciw jest 29 proc. A pan?

Jerzy Osiatyński: – Jestem przeciw.

Więc należy pan do zdecydowanej mniejszości.

Może to jest mniejszość, która zadała sobie trud sprawdzenia, czym jest podatek liniowy i coś na ten temat wie.

Są tacy, którzy coś wiedzą i popierają propozycję rządu.

A co rząd proponuje?

Podatek liniowy.

Ale jaki podatek liniowy?

Między 17 a 19 proc.

To wiadomo, ale nie wiadomo, co dalej.

Czego nie wiadomo?

Właściwie niczego. Powiedzieć, że wprowadzimy podatek liniowy między 17 a 19 proc., to – jak w słynnym dowcipie – powiedzieć, że kupimy samochód czerwony lub w innym kolorze. Prawie niczego się z takiej informacji nie dowiadujemy.

Czego się nie dowiadujemy?

Przede wszystkim nie dowiadujemy się, kto straci, a kto zyska, ani czy podatki ogółem spadną czy wzrosną. Nie wiemy, jaki to będzie miało wpływ na wzrost gospodarczy i poziom inwestycji. Nie wiemy, o ile spadną dochody budżetu i jak to uszczuplenie zostanie wyrównane. Nie wiemy nawet, czy po takiej reformie system podatkowy zostanie uproszczony, czy też przeciwnie, jeszcze bardziej się skomplikuje.

Ja wciąż słyszę, że podatki spadną, że wszyscy na tym zyskamy, bo wzmocni się gospodarka, że dochody budżetu wzrosną, bo ludzie będą chętniej płacili i łatwiej będzie ściągać podatki, że płacenie też stanie się prostsze.

Ja też to słyszę. Ale nie wiem, skąd taka wiara się bierze. Od kiedy na początku lat 80. amerykańscy ekonomiści Robert Hall i Alvin Rabushka opracowali system podatku płaskiego, który w Polsce nazywa się podatkiem liniowym, tak nazywany system wprowadzono w 12, zwykle małych, krajach.

Polityka 16.2008 (2650) z dnia 19.04.2008; Raport; s. 36
Reklama