Archiwum Polityki

Koncert solistów

O sztukach Antoniego Czechowa pokutuje zdanie, że to sceniczne samograje: wystarczy trafnie dobrać obsadę, nie przeszkadzać aktorom i przedstawienie gotowe. Tymczasem to tylko połowa prawdy. Rzeczywiście, trudno o lepszy materiał dla aktora niż czechowowscy bohaterowie: pełni sprzecznych emocji, zarazem tragiczni i śmieszni, wzruszający i irytujący, zawsze do końca nieprzeniknieni, niezrozumiali nawet dla samych siebie. Ale oni sami jeszcze dobrego przedstawienia nie gwarantują. Potrzebny jest reżyser z wizją świata, w którym mogą funkcjonować twórcy tego słynnego czechowowskiego bezruchu nabrzmiałego emocjami, nudy podszytej rozpaczą. Bez tego inscenizacja rozpada się na serię w najlepszym razie aktorskich kreacji, w najgorszym – popisów. I taki właśnie jest wystawiony przez Jana EnglertaTeatrze Narodowym „Iwanow”: pozbawiony spójnej wizji reżyserskiej ciąg aktorskich występów, z których część – jak choćby Iwanow Jana Frycza, Szabelski Andrzeja Łapickiego, Lebiediew Janusza Gajosa czy Babakina Anny Seniuk – to prawdziwe aktorskie majstersztyki, a wiele innych – przykład świetnej roboty aktorskiej. Co z tego, skoro występy solistów nie tworzą zwartego, przemyślanego, chwytającego za serce koncertu. Przeciwnie, spektakl pozostawia widza obojętnym, a większe emocje, niestety negatywne, budzą tylko sceny zbiorowe, najsilniej obnażające bezradność reżysera: np. tłumek statystów pozbawionych zadań aktorskich, sztywno recytujących swoje kwestie podczas przyjęcia urodzinowego Saszy (Karolina Gruszka). Szkoda straconej szansy na wielki spektakl – taka konstelacja aktorska prędko się nie powtórzy.

Aneta Kyzioł

Polityka 16.2008 (2650) z dnia 19.04.2008; Kultura; s. 59
Reklama