Archiwum Polityki

Żegnaj wielki Aleksandrze

Odszedł człowiek epoki, który najczarniejszej części XX w. dał dobitne imię. Żadne rozhowory na temat jego późniejszych poglądów nie mogą przyćmić tego ogromnego wrażenia, jakie sprawił swoimi książkami o łagrach sowieckich i o czymś, co uszło uwagi świata. To Sołżenicyn pokazał, że system łagrów nie był bynajmniej jakimś marginesowym elementem organizacji życia sowieckiego, ale jego ideą platońską. Że wedle Stalina świat Rosjan miał być urządzony na ten sprawny, idealny – zdaniem jego organizatorów – sposób, w jaki urządzone były łagry i Gułag.

Drugą niebywałą zasługą Sołżenicyna jest wykazanie rzeczy, o której w Polsce powinniśmy codziennie sobie przypominać: tej mianowicie, że prawo, które służy przede wszystkim interesom i umocnieniu panującego reżimu, rozumiane jako narzędzie władzy wykonawczej, musi skończyć się obozami dla wszystkich tych, którym tego rodzaju prawo się nie podoba. Sołżenicyn udokumentował to setkami, tysiącami przykładów, z których składa się „Archipelag Gułag”, ta encyklopedia ludzkiego cierpienia, której zapowiedź można znaleźć na kartach „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna. Wszystko to razem układa się w straszne pytanie: czy jest taka idea w świecie, która warta byłaby życia jednego choćby pokolenia?

Miałem zaszczyt znać Aleksandra Isajewicza osobiście i rozmawiać z nim kilkakrotnie. Był to człowiek niezwykle otwarty na cudze opowieści. Nie zadziwiał rozmówcy nieznanymi szczegółami własnej biografii, opowiadał o rzeczach, które świadczyły o jego ciekawości świata. Interesował się Polską. Jeżeli ktoś otworzy trzeci tom „Archipelagu”, znajdzie tam opis złamanego przez władze strajku głodowego w obozie Ekibastuz, którego jedynym uczestnikiem, który się nie poddał, był Polak inż.

Polityka 32.2008 (2666) z dnia 09.08.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama