Archiwum Polityki

Mistrz i blask

O Piotrze Kuncewiczu nie pisałem po jego śmierci, gdyż myślałem, że mój głos niewiele będzie znaczył w chórze wspomnień po nim, które spodziewałem się usłyszeć w mediach i zobaczyć na czołowych stronach gazet. Bo też po prawdzie lubiliśmy się bardzo, ale znali dość powierzchownie. On mi przysyłał swoje książki z przemiłymi dedykacjami, ja jemu swoje. Kiedyś wygłosił laudację mojego, napisanego wraz z Ludwikiem Lewinem, przewodnika po Paryżu. Niedługo po tym, przy białym winie Sofia Chardonay (innego białego wytrawnego w knajpie nie było), przeszliśmy na ty.

Szybko okazało się, że poglądy polityczne czy społeczne albo historiozoficzne, jak kto woli, mieliśmy na tyle zbliżone, że nie było o czym gadać, bo czemuż może służyć picie sobie wina z dzióbków. Mogliśmy więc rzucić żmudną doczesność i unieść się w poetyckie cytaty, spędzić chwile tak bezinteresowne, jakich dzisiaj już właściwie nie ma. On zaś był w takiej rozmowie mistrzem i blaskiem. Czekałem więc później na relacje tych, którzy rozmawiali z nim częściej. Nie doczekałem się. Jak zwykle krążą nad wszystkim w Polsce jakieś chimery zazdrości, uprzedzeń, rozrachunków, cholera już wie czego, które rzucają złe cienie i nicują najoczywistsze prawdy. Dlatego może piszę i czuję czasami, że chociaż zmarłym nic to już nie da, tych parę słów jest moim obowiązkiem.

Był otóż Piotr Kuncewicz postacią wybitną. Pierwsze moje z nim skojarzenie to jego „Leksykon polskich pisarzy współczesnych”. Rzecz absolutnie wyjątkowa. Okazuje się bowiem, że Piotr czytał i przeczytał wszystko. Pracowitość i znajomość rzeczy wręcz porażające. Przy czym każdemu z kilkuset autorów (niektóre nazwiska nawet nie obiły mi się o uszy) poświęca nie notkę biograficzno-bibliograficzną (to w końcu w erze komputerów można by dość łatwo uzyskać), ale krótszy lub dłuższy wnikliwy esej, egzemplifikowany cytatami i pełen osobistego zaangażowania.

Polityka 32.2008 (2666) z dnia 09.08.2008; Stomma; s. 96
Reklama