Archiwum Polityki

Ostatni taki pobór

Od 2009 r. polska armia ma być zawodowa. W tym roku odbywa się więc ostatni zaciąg powszechny. Reporterzy „Polityki” towarzyszyli kilku poborowym.

Z 237 poborowych, którzy w maju trafili do 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej, większość pochodzi z łapanki. Łapankę prowadziły wojskowe komendy uzupełnienia w bardzo trudnych warunkach pełnego rozprężenia dyscypliny poboru. Skoro minister Bogdan Klich ogłosił radosną wieść, że wojsko przechodzi na zawodowstwo, nie można się dziwić, że tysiące poborowych, którzy mieli w tym roku trafić do armii, uznało to za ogłoszenie amnestii.

Takie gadanie nigdy nie wychodzi wojsku na zdrowie – mówią w WKU.

Ci, którzy dali się złapać na ostatnie wcielenie, czują się jak partyzanci schwytani w ostatnim dniu wojny. Jest w nich gorycz porażki. Bo gdyby z miesiąc lub dwa przetrwali jeszcze w ukryciu, to by ich w wojsku w ogóle nie było.

Ale też jest poczucie obowiązku: – Skoro daliśmy się złapać, chcemy to odsłużyć do końca – mówi Andrzej Kasprzak w imieniu całej kompanii, choć to nie jego sprawa, bo on zgłosił się na ochotnika i chce w armii zostać na dłużej. Za murami jednostki JW 1248 poborowi zracjonalizowali sobie już własne położenie.

Przecież pobór jest tylko zawieszony, a nie zlikwidowany – mówi szeregowy Kasprzak. Więc na kompanii jeden drugiego przekonuje, że gdy tylko pobory odwieszą, to ci, którzy teraz przyszli, będą malować gołe baby na chustach rezerwistów, a ci, co się migali, będą musieli dopiero swoje odsłużyć.

Chciałbym zobaczyć wtedy minę tych, którzy się dziś z nas śmieją – dodaje szeregowy.

Jeszcze cyfra trochę duża, ale idzie w dół jak burza

Andrzej Kasprzak był jednym z trzech poborowych, których w kwietniu, tuż przed wcieleniem, pomogło reporterom „Polityki” odnaleźć WKU Warszawa-Śródmieście. Bo w dużych miastach poborowych jest jak na lekarstwo.

Polityka 27.2008 (2661) z dnia 05.07.2008; Na własne oczy; s. 100
Reklama