Archiwum Polityki

Szklana ściana

Krótka notatka ukazała się w gazecie „Polska”, że 5 mln zł chciała wyłudzić kierowniczka od własnego banku i łamiąc procedury sfałszowała umowę kredytową. Dwaj członkowie zarządu dolnośląskiej firmy deweloperskiej właściwie już, już mieli w ręku te pieniądze, ale niestety... Policjanci z wrocławskiego wydziału do walki z przestępczością gospodarczą wiedzieli już od dawna o szykowanym kredycie. I tak skończyły się marzenia deweloperów. Dobre serce kierowniczki banku bije teraz w areszcie, deweloperzy też siedzą.

Wiadomość, o której tu wspominam, przeszła bez echa. Ot, kolejna nieuczciwość i tyle. A ja uważam, że ta notatka powinna być omówiona na sesji Sejmu. Zacznijmy bowiem od słowa deweloper, które jest dziś w powszechnym użyciu. Z lektury gazet wiem, że to przedsiębiorca budowlany albo pośrednik przy sprzedaży mieszkań. Kiedyś takiego kogoś nazywano faktorem. Jak pan Bóg da kupca, to diabeł faktora – mawiano. Dawniej wszystko nazywano inaczej. Czytam np. w tejże „Polsce” o Mieczysławie Foggu, że „miał w repertuarze blisko 3 tysiące songów”, które „jako zestaw hitów towarzyszyły Polakom na przestrzeni sześciu kolejnych dekad”. Ja, stary rupieć, napisałbym to tak: Piosenki Fogga przez kilkadziesiąt lat były przebojami. Dziś okazuje się, że są to songi i hity, tyle że oldskulowe. Zazdroszczę młodym tego pędzącego świata, w którym zamiast „serdecznie dziękuję za rozmowę, do następnego spotkania”, mówią sobie po prostu „nara dozo”. Podziwiam i zazdroszczę.

Nasz polski Batman Zbigniew Ziobro w krótkim półtoragodzinnym wystąpieniu opowiedział w Sejmie o szczegółach politycznej zemsty obecnej koalicji rządowej, która rządzi tylko dlatego, że więźniowie na nią głosowali.

Polityka 37.2008 (2671) z dnia 13.09.2008; Tym; s. 109
Reklama