Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Unia Polsk

Wiadomość, że w drodze do i z Brukseli między premierem i prezydentem nie doszło do żadnych zgrzytów, to dobra wiadomość. Czekaliśmy na nią tu w kraju, czekał także świat, który po wojnie rosyjsko-gruzińskiej ma już dość kolejnych gwałtownych konfliktów.

Oczywiście, nie wszystkie wojownicze gesty po obu stronach dało się w pełni wyeliminować. Oto prasa doniosła, że Lech Kaczyński, zaraz po wejściu na pokład rządowego TU-154, z miejsca zajął najwygodniejszą salonkę. Ale podobno już po chwili zaprosił do niej premiera, a nawet dał mu poleżeć na swojej leżance. To na pewno krok w dobrym kierunku.

Niewątpliwym sukcesem prezydenta i premiera jest to, że – jak informuje „Dziennik” – na pokładzie samolotu „rozmawiali oni o wspólnych, gdańskich znajomych”. To, że obaj mają jeszcze jakichś wspólnych znajomych, musi dziwić, ale i napawa nadzieją. Oczywiście, pojawia się pytanie, czy do grona wspólnych znajomych zaliczają się np. Lech Wałęsa i profesor Bartoszewski? Jak wiadomo, Lech Kaczyński wypiera się tych znajomości, ale może w obecnej sprzyjającej sytuacji Donald Tusk zechce zapoznać prezydenta z oboma panami i niewykluczone, że prezydent znowu ich pozna i że będzie to znajomość dłuższa niż za pierwszym razem. Jednak pesymiści obawiają się, że poznanie się z Wałęsą i Bartoszewskim przekracza na razie możliwości poznawcze prezydenta (zresztą ten pierwszy i tak nie chce go znać).

Po szczycie prezydent posunął się tak daleko, że pochwalił nawet ministra Sikorskiego za ciężką, zakulisową pracę w Brukseli i prowadzenie „rozpoznania w świecie ministrów spraw zagranicznych”. On sam, jak się domyślamy, był w tym czasie zajęty prowadzeniem rozpoznania w świecie prezydentów państw.

Polityka 37.2008 (2671) z dnia 13.09.2008; Fusy plusy i minusy; s. 111
Reklama