Archiwum Polityki

Straszny Dwór

Dla mnie – bomba, jak mówił niezapomniany Jerzy („Koń”, „Owca”) Dobrowolski. Pomysł balu prezydentów – świetny do kabaretu i do felietonu. Czasami ludzie pytają, „skąd pan bierze tematy do felietonów?”. Teraz już będą wiedzieli.

Bal prezydentów w 90 rocznicę odzyskania niepodległości – popieram. To sposób na tanie państwo. Zamiast podejmować oddzielnie Sarkozy’ego, oddzielnie Carlę Bruni, oddzielnie Klausa, a osobno Busha czy Miedwiediewa – zapakuje się to całe towarzystwo hurtem do opery, pokaże mu się nasz straszny dwór, jedna orkiestra, jeden catering, jeden polonez i „au Renoir” – jak mówią absolwenci przyspieszonych kursów języka francuskiego. Oszczędności widoczne gołym okiem. Pamiętam, że kiedy do Polski przyjechał prezydent de Gaulle, trzeba było dla niego zrobić specjalne łóżko w pałacu w Wilanowie, bo dawni właściciele byli mniejszego kalibru. Teraz Francuzi mają prezydenta bardziej kompatybilnego z naszym, wystarczy łóżko z Ikei.

Na balu Kancelaria będzie mogła nie tylko oszczędzić, ale wręcz zarobić. Panowie Bielan i Kamiński po powrocie z USA, gdzie podpatrywali sekrety kampanii, zauważyli, że tam za kolację z udziałem kandydata na prezydenta płaci się tysiące dolarów. Dobre miejsce na balu z Obamą albo z McCainem kosztuje nawet sto tysięcy, i można by ten zwyczaj wprowadzić i w naszej kampanii wyborczej, której bal w operze będzie godnym otwarciem. Byłaby z tego niezła kasa. Cennik jest prosty: bal z byłym prezydentem (L.W.) – 50 tys., bal z kandydatem (D.T.) – 100 tys., bal z prezydentem używanym i niekandydującym (Bush) – 50, bal z prezydentem urzędującym i kandydatem do ponownego wyboru (L.

Polityka 37.2008 (2671) z dnia 13.09.2008; Passent; s. 112
Reklama