Błyskawicznie zatrzymano wszechmocnego do niedawna prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka, którego wprawdzie sąd zwolnił za kaucją, ale którego sprawę ministrowie spraw wewnętrznych i sprawiedliwości porównują do afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, która stała się w III RP symbolem nadużyć na największą skalę. Na razie ujawnione już powiązania Wieczerzaka ze światem polityki w stopniu prawie doskonałym wyczerpują definicję kapitalizmu politycznego, a więc niejasnego przenikania się świata polityki i wielkich publicznych pieniędzy.
Rozdygotane polityczne kuluary zadają sobie pytanie: kto następny? Gdzie będzie kres owych rozliczeń rządzącej ekipy i jej politycznego zaplecza? Opinia publiczna zadaje zaś sobie pytanie: o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi? Czy to tylko kampania wyborcza, w której coraz bardziej rozpaczliwie ratuje się kto jeszcze może, nawet kosztem niedawnych politycznych kolegów? Czy to gra służb specjalnych, jak sugerują niektórzy politycy? Czy też rzeczywiście wielka determinacja szefa rządu, by zaległe sprawy wyczyścić, pokazać, że dla szkodliwych odmian kapitalizmu politycznego w jego formacji, która szła do władzy 4 lata temu pod hasłem moralnej odnowy, nie ma miejsca, nawet jeżeli trzeba będzie za to zapłacić wysoką cenę w postaci pozbawienia się resztek wyborczych szans?
Każde z wydarzeń tak bulwersujących opinię publiczną w ostatnich dniach ma inny wymiar i osobną długą historię. Na dodatek dość dobrze znaną opinii publicznej. Pomijając zarzuty natury korupcyjnej czy wielkiego marnotrawstwa publicznych pieniędzy, o prawdziwości których ostatecznie może rozstrzygać jedynie sąd – niekompetencja ministrów, ich wzajemne kłótnie, podejrzane interesy robione w ich otoczeniu, niewiarygodna wprost skala politycznych wpływów osób ze świata biznesu, których rola, wynikająca z formalnej pozycji, powinna być raczej nikła, nie są odkryciem ostatnich dni.