Archiwum Polityki

„Kobieta nawrócona”

Zygmunt Kałużyński (POLITYKA 24) tłumaczy popularność książek i filmu o Bridget Jones klęską feminizmu, którą, jego zdaniem, odkrywają obecnie kobiety na całym świecie. Uważam, że jest akurat odwrotnie. Urok dziennika Bridget Jones wynika stąd, że jego autorka jest typową współczesną feministką, kobietą, która nie ma zamiaru wybierać między karierą a miłością ani godzić się na byle jakiego męża po to tylko, by nie być starą panną (nawiasem mówiąc, tylko film każe jej wyjść za mąż, książka nie jest bynajmniej romansem). To fakt, że Bridget bywa samotna. Jest niezależna finansowo, a zatem wolna, a wolność – niezależnie od płci – wiąże się z ryzykiem samotności. Za ten problem nie wińmy feminizmu, ale raczej tych mężczyzn, którzy do kobiecej wolności nie dorośli. Rozumiem, że pan Kałużyński nie lubi feminizmu, jego strata. Dlaczego jednak przypisuje podobny pogląd (a na dodatek zawód modelki!) Glorii Steinem? Tak się składa, że Steinem (rocznik 1934) to jedna z najsławniejszych amerykańskich feministek, wieloletnia redaktorka pisma „Ms”, autorka m.in. tekstu „Gdyby Freud był kobietą”. Nie wiem, komu należy przypisać bzdurne zdanie „Po co cały ten zgiełk! Wystarczy trochę czułości, trochę ciepła”, ale na pewno nie jej. (...)

Agnieszka Graff (feministka)

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Listy; s. 35
Reklama