Archiwum Polityki

Sezon na dinozaury

Burza – trzęsienie nieba. Trudno negować trafność definicji Tuwima; właśnie nad Warszawą trzęsie się niebo, pioruny skaczą jak pasikoniki po łące dzieciństwa, deszcz leje jak z odkręconych kranów. Wraca w pamięci scena sprzed wielu lat: kolaska uwożąca Woltera mija rogatki Paryża. Wolter patrząc na zaciekłość nagłej burzy wzdycha:
– Czyżby Królestwo Niebieskie dostało się również pod berło naszego monarchy?

Nie, to nie jest broń Boże aluzja. Skądże znowu. W chwilach zwątpienia powtarzam za znajomym:
– To szczęście mieć taki rząd.
– No dobrze. A czym wobec tego jest nieszczęście?
– Mieć takie szczęście jak my.

Inny mój znajomy niżej mierzy. Nie sięga szczebla ministrów. Ogranicza się do prezesów, przytaczając korytarzowy dialog:
– Jak tam wasz prezes?
– Niczego sobie.
– A nasz, cholera – wszystko sobie.

A na bis opowiada historyjkę bez adresu.
– Dlaczego pan już nie gra w karty z Ygrekiem?
– A któż by chciał grać z szachrajem.
– Fakt.
– Ygrek doszedł do tego samego wniosku.

Lato, kanikuła, ogórki, a sensacja goni sensację; funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego gonią biznesmenów, nucąc pod nosem na służbie, która nie jest drużbą:
Uparcie i skrycie –
Kocham cię Życie nad życie!
PZU Życie gdzie nadużycie
Nie było tycie...

Do tego doszło, że głównego zainteresowanego zatrzymano przed Marriottem. Nawet kolacji nie dali mu zjeść. Przez ten pośpiech (z wielomiesięcznym przeczekaniem) nie zanosi się na to, że powstanie zapowiadane już w prasie płótno pt. Ostatni Wieczerzak. Płótno pozostanie raczej w kieszeniach tych, co wierzyli, że ubezpieczony – zawsze przezorny.

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Groński; s. 87
Reklama