Archiwum Polityki

Białych szali bal

Z festiwalami muzyki poważnej jest podobnie jak z ludźmi, którzy je tworzą: każdy ma swój niepowtarzalny charakter.

Lubimy święta i wykorzystujemy każdą okazję do świętowania, często lekceważąc dzień powszedni, o czym świadczą choćby nasze upodobania do długich weekendów. Podobnie jest z życiem muzycznym: codzienność pozostawia – z różnych powodów – wiele do życzenia, a festiwale są po to, żeby nas z codzienności wyrwać, więc idzie w nie cała energia organizatorów i muzyków. Imprezy ścigają się między sobą: która skuteczniej przyciągnie publiczność, która będzie inna niż wszystkie. Każda czymś wabi, jedna repertuarem, druga wykonawcami, jeszcze inna – otoczką. Jedne przełamują szarzyznę sezonu, inne służą uatrakcyjnieniu wakacji.

Wielkanocny Festiwal im. Ludwiga van Beethovena, wymyślony i organizowany przez Elżbietę Penderecką, kojarzy się dziś przede wszystkim z funkcją edukacyjną, jaką spełnia wobec odwiedzających koncerty polityków i biznesmenów. Ich zachowanie może irytować, ale – zakłada twórczyni festiwalu – dzięki temu kiedyś zapewne się nauczą, że między częściami symfonii czy sonaty się nie klaszcze, komórki na koncercie się nie odbiera, a interesy można omówić w przerwie lub na jednym z bankietów, z których również ta impreza słynie. A w przyszłości może ci ludzie zrobią coś więcej dla kultury.

W Krakowie, w pierwszej fazie istnienia festiwalu, było bardziej kameralnie, ale też bardziej odświętnie: to miasto umie celebrować święta i stworzyć estetyczną oprawę. Było też bardziej domowo: na koncerty w same święta po południu we Floriance dawano kawę z ciastem, a w Teatrze im. Słowackiego – szampana. Bankiety też były, ale bardziej rodzinne. W Warszawie powstało całe targowisko próżności, co widać zwłaszcza na jednym z wieczorów w Teatrze Wielkim, sponsorowanym przez belgijską firmę: bezpośrednio po koncercie (dwa lata temu było to Requiem Verdiego, więc zestawienie mogło się już wydać skrajną perwersją) bankietowicze bawią się przy akompaniamencie zespołu jazzowego na żywo.

Polityka 24.2008 (2658) z dnia 14.06.2008; Kultura; s. 78
Reklama