Archiwum Polityki

To nie jest na telefon

Była przed wojną taka piosenka, napisana nie przez jakiegoś szlagiermachera, lecz poetę Światopełka Karpińskiego:

Miłość ma kolor czerwony,
A nuci ją z gwiazd niby z nut,
Po co nam dziś telefony,
Weź nożyczki i odetnij drut.

Wtedy wystarczyło przeciąć drut – nie było jeszcze komórek, dzwoniących i wygrywających melodyjki w najmniej oczekiwanych momentach. Mój znajomy w chwili, gdy kupował pietruszkę na bazarku, usłyszał głos nerwusa przeprowadzającego sondę telefoniczną:

– Co pan sądzi o szansach SLD po ostatnim kongresie?
– Najpierw się żyje, później się już tylko straszy – odpowiedział łagodnie.

Sondy telefoniczne, pytania ankieterów to fraszka. Czytałem, że w trosce o ocieplenie wizerunku Gordon Brown, angielski premier, wydzwania do obywateli. Przedstawia się, wymienia uwagi na temat pogody, po czym opowiada o planach i zamierzeniach swojego gabinetu. Podsunięty przez spin doktorów pomysł nie jest nowy. Stalin, słoneczko raczej rzadko wychylające się zza murów Kremla, lubił telefoniczne pogaduszki. Dzwonił a to do Bułhakowa, to znów do Pasternaka czy znawcy epoki napoleońskiej (profesor Tarle). Podobno kiedyś wykręcił numer sekretariatu w peryferyjnym teatrze. Coś go widocznie zainteresowało.

– Tu Stalin – powiedział. – Połączcie mnie z dyrektorem.
Długo trwała cisza. W końcu odezwał się spanikowany szept:
– Dyrektor umarł.

Totalitarne strachy nam nie grożą. Globalizacja może jednak sprawić, że u nas także znajdą się naśladowcy angielskiego premiera, skorzy do pogaduch. Czerwcowa pogoda skłania do spacerów, a tu nagle: dryń, dryń, i w telefonie głos Tuska.

– Pragnąłbym zasięgnąć porady w dwóch kwestiach.

Polityka 24.2008 (2658) z dnia 14.06.2008; Groński; s. 120
Reklama