Społeczeństwa Unii nie palą się do rozszerzenia. Poparcie waha się między 33 a 56 proc., z tym że w największych krajach bliżej jest dolnego progu. Źle. Potrzebna jest tam promocja naszego kraju, który dla znakomitej części mieszkańców Piętnastki ciągle kojarzy się z brudem, zimnem, babą na furmance, wódką i złodziejami samochodów.
Małysz czy Miłosz
Jeszcze kilka lat temu osoby nam życzliwe pytane o skojarzenia z Polską wymieniały jednym tchem: Papa Wojtyla, Waleza i Solidarność. Dzisiaj przynajmniej dwa ostatnie elementy tej triady straciły na sile oddziaływania. Co zatem może być pozytywnym symbolem Polski? Człowiek, marka, produkt, dorobek cywilizacyjny?
Podczas Kongresu Kultury Polskiej w grudniu ubiegłego roku Ryszard Kapuściński dowodził, że „dzisiaj pozycję narodu w świecie, jego akceptację, szacunek dla niego mierzy się wartością jego kultury”. I oczywiście powinniśmy eksponować poezję noblistów Miłosza i Szymborskiej, ale krąg odbiorców siłą rzeczy byłby zawężony. Przychylności społeczeństw UE wobec Polski nie da się pozyskać muzyką Pendereckiego, brawurową dyrygenturą Maksymiuka czy rzeźbami Abakanowicz. Dużo więcej zrobi(ł) Małysz w Niemczech, Dudek w Holandii i Anglii, choć – z całym szacunkiem – mogą to być kredyty krótkoterminowe.
27 czerwca 2000 r. rząd Jerzego Buzka podjął decyzję o rozpoczęciu realizacji Programu Ramowego Promocji Zagranicznej Procesu Akcesji RP do UE (Uff!). We wrześniu tegoż roku MSZ otrzymało całą górę pieniędzy na wykonanie tego programu, w tym na przedsięwzięcia promocyjne placówek za granicą oraz utworzenie Biura Kontaktowego Festiwalu Europalia 2001 – Polska. (POLITYKA 41)
Dziś największy problem dotyczy – niespodzianka!