Przez stulecia sławnym było się z jakiegoś konkretnego powodu: mówiło się sławny naukowiec, sławny odkrywca. Sławny (ale zasadniczo po śmierci) siedemnastowieczny filozof Francis Bacon uważał, że sława nie ma treści, a nawet że jest zaprzeczeniem, antytezą jekiejkolwiek treści istotnej. „Sława jest jak rzeka, która niesie rzeczy lekkie i nadmuchane, a topi rzeczy ważkie i namacalne” – pisał Bacon.
Dziś słowo sławny nie musi poprzedzać żadnego rzeczownika – jest celem samym w sobie. Na pytanie „Kim chciałbyś być w przyszłości?” wiele brytyjskich dzieci odpowiada krótko „Chcę być sławny/sławna”. Niewiele z nich mówi, że chciałoby być lekarzem, policjantem czy aktorem.
Kult sławy podsyca przemysł rozrywkowy. Dziesiątki kanałów telewizyjnych muszą czymś wypełniać czas antenowy, a coraz liczniejsze celebrity magazines, czyli czasopisma poświęcone wyłącznie ludziom show-biznesu, walczą o nowe, ale już znane twarze na okładki.
Fabryka bohaterów seriali
Pomimo długich okresów polityki prosocjalnej i często socjalistycznej, gdy do władzy dochodzili laburzyści, Wielka Brytania pozostała społeczeństwem głęboko podzielonym. Dla młodzieży z szarych przedmieść perspektywa długich i często kosztownych studiów, po których trzeba spłacić długi i oszczędzać na wkład, żeby dostać kredyt na dom lub mieszkanie, nie jest wymarzonym scenariuszem. Coraz mniej ludzi wierzy dalej w to, co była premier Margaret Thatcher wmówiła dwie dekady wcześniej milionom proletariuszy postindustrialnego państwa: że są członkami klasy średniej i że ich praca i przedsiębiorczość zapewni im awans społeczny. To jest mozolna wspinaczka – natomiast kariera w przemyśle rozrywkowym to szansa na ominięcie kolejki.