Archiwum Polityki

Remanent w centrali

Jeśli Sejm przyjmie przygotowaną przez rząd ustawę „czyszczącą”, to do połowy 2002 r. spośród obecnie istniejących zniknie dwadzieścia pięć centralnych urzędów, agencji i inspekcji. Ich szefowie, a także około 1,5 tys. urzędników i funkcjonariuszy będzie musiało poszukać nowych posad.

Premier Leszek Miller zdążył już odwołać kilkunastu szefów centralnych urzędów zajmujących się m.in.: ochroną państwa, funduszami zdrowotnymi, kulturą fizyczną i sportem, mieszkalnictwem, drogami, inspekcją weterynaryjną, modernizacją rolnictwa oraz rynkami rolnymi i pracy. Ale kadrowa rewolucja zacznie się z początkiem 2002 r., kiedy wejdzie w życie przygotowywana ustawa.

W likwidowanych instytucjach kierownicze stanowiska zajmuje 53 prezesów, przewodniczących, generalnych inspektorów i ich zastępców. Większość z nich ma nominacje z podpisem premiera Jerzego Buzka, ale jest też kilku weteranów z wcześniejszych rządów. Od połowy 1993 r. prezesem Państwowej Agencji Atomistyki jest geofizyk jądrowy prof. Jerzy Niewodniczański (członek UW), od 1994 r. Komitetowi Kinematografii przewodniczy Tadeusz Ścibor-Rylski (wcześniej na kierowniczych stanowiskach przy produkcji i rozpowszechnianiu filmów) i od 1996 r. prezesem Państwowego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń jest Danuta Wałcerz (przedtem była m.in. prezesem PZU Życie).

W wielu przypadkach sposobem na długie pełnienie funkcji szefa centralnego urzędu nie jest bynajmniej oportunizm, a posiadane wysokie i do tego dość wąskie kwalifikacje. Świadczą o tym przykłady szefów paru urzędów (pozostawionych dziś w spokoju). Od 12 lat wszelkie kadrowe zawieruchy znosi prof. Wiesław Kotarba, prezes Urzędu Patentowego RP, któremu nominację podpisał jeszcze premier Mieczysław F. Rakowski. W Polsce prawem własności przemysłowej zajmuje się zaledwie kilkaset osób, wśród których trudno byłoby nawet znaleźć kandydata, gotowego poświęcić się takiej pracy za jedynie urzędniczą pensję.

Staż zaledwie o pół roku krótszy od Kotarby ma Iwo Jakubowski, prezes Urzędu Dozoru Technicznego. Mało który polityk, nawet poszukujący zajęcia po przegranych wyborach, chciałby kierować firmą, która pilnuje, aby nie wybuchały nam kotły i nie urywały się windy.

Polityka 47.2001 (2325) z dnia 24.11.2001; Dział kadr; s. 102
Reklama